Uroczo naiwny, acz atmosferyczny horror (film w filmie) o ekipie filmowców, która kręci okultystyczny horror w rezydencji, w której doszło kiedyś do siedmiu morderstw członków rodziny Beal. Rezydencja znajduje się w pobliżu starego cmentarza. Na czele ekipy filmowej stoi reżyser-tyran (John Ireland), który chce nakręcić film jak najszybciej i przy minimalnym budżecie.
Obejrzałem "Dom siedmiu zwłok" głównie dla Faith Domergue, której portret namalował swego czasu polski malarz żydowskiego pochodzenia Eliasz Kanarek. Faith w roli aktorki Gayle wypada całkiem dobrze, zresztą film jest nieźle zagrany. Szkoda, że rola Johna Carradine'a nie jest znacząca.
I choć fabuła "Domu siedmiu zwłok" jest absurdalna film nie nudzi. To horror bardzo subtelny, zasadniczo bezkrwawy (trochę krwi pojawia się w trakcie fikcyjnych morderstw filmowych, mordy dokonywane przez żywego trupa/ghoula mają miejsce poza kadrem). Ginie też śliczny kot-pupil Faith Domergue, co wywołuje u niej atak histerii i chęć powrotu do Hollywood. Mimo naiwności scenariusza horror Paula Harrisona jest nader przyjemny w odbiorze i całkiem klimatyczny.
Czas trwania: 85 minut.