Myślałam, że to będzie film klasy C albo nawet i gorzej, ale okazało się, że twórcy całkiem zgrabnie ujęli oklepany temat. Napięcie jest sprawnie budowane – od małych elementów, które można zrzucić na karb przepracowania czy kaprysów sprzętów elektronicznych, przez znikające przedmioty, aż po... no właśnie, zakończenie, którego można się domyślić po mniej więcej połowie filmu. Tylko że wcale nie popsuło mi to zabawy.
I chociaż linia fabularna jest dość prosta, to analiza psychologiczna bohaterów zasługuje na uwagę. Nie wiem, czy bardziej przeraziło mnie zakończenie, to, że wiele elementów historii faktycznie miało miejsce w rzeczywistości, czy właśnie sposób, w jaki Kevin reagował na opowieści Natalie. Rozumiem problemy z zaufaniem, ale jeżeli jedna z najbliższych osób mówi ci, że się boi, a ty twierdzisz, że ma paranoję, to to jest prawdziwym horrorem. Zwłaszcza że sam chciał naprawiać ten związek.
Kwestie techniczne również sprzyjają wczuciu się w tę opowieść. Bardzo podobała mi się praca kamery, która sprawiała wrażenie, że nasi bohaterowie są ciągle obserwowani. Czasem ich sylwetki stawały się nieco zniekształcone, trochę rozciągnięte, jakby lustro zostało źle wycięte. Albo gdy kamera zjeżdżała w dół pod łóżko i potem do góry, by widz był pewny, że czeka go tam jumpscare. Ale nie. Tutaj na szczęście nie ma takich zabiegów.
Więcej opowiadam tutaj: https://youtu.be/GD25K-hBBx4