Zwiastun "Drapacza chmur" był marny. Finalny produkt jednak okazał się dobry w swoim gatunku.
"Drapacz chmur" wszedł do kin w USA dwa dni przed 30 rocznicą debiutu "Szklanej Pułapki" i ambicją reżysera R.M. Thurbera było podbić stawkę. Znany z komediowych produkcji Thurber pokazał, że zrealizowanie filmu akcji z elementami kina katastroficznego nie stanowi dla niego jakiegoś większego problemu. Pierwszy akt jest nieco powolny ale później orientujemy się, że był dobrze zrealizowany. Bohaterowie budzą sympatię a pomiędzy aktorami jest chemia. Dialogi są napisane na przyzwoitym poziomie. To co jednak budzi największe uznanie to sceny akcji. Zagrożenie dla bohaterów jest odczuwalne a technika realizacji scen kaskaderskich i efekty specjalbe nie wyłaza zza obrazu przez co całość wygląda jak stare dobre kino akcji z praktycznymi efektami. Na chwilę obecną film nie zarobił na siebie w USA, może to efekt "Rampage" , może popularność Dwaynea przygasa albo mija jak każda moda. Nadzieja w rynku chińskim, bo "Drapacz chmur" to blockbuster osadzony w Hong Kongu, część drugoplanowych bohaterów to Chińczycy i chyba ostatecznie to film na tamten rynek, który Johnsona lubi co pokazują wplywy z biletów. Na tyle polubilem duet Thurber - Johnson, że kontynuacje ich wspolpracy "przywitalbym z orwartymi ramionami"