Jakoś przez cały seans miałem takie odczucia, jakby był to remake jakiegoś azjatyckiego dramatu sensacyjnego. Bohater altruista, spokojne tempo, mało dialogów, dłużyzny, młotek, brutalność i miłosna historia opowiedziana praktycznie bez słów- najczęstsze cechy w np koreańskich thrillerach :) Jednak w tym wypadku powyższa produkcja nie ma tej magii, tylko sili się na nią. Szkoda, bo samą muzyką i znanymi nazwiskami filmu się nie zrobi a od reżysera Pusherów można wymagać czegoś więcej.