Jedno z największych rozczarować 2011. Czekałem na porządne kino akcji ze świetnym Goslingiem. Okazało się fatalne kino z kompletnie nienadającym się do takich ról Ryanem, drastyczne chwilami sceny, psychodela połączona z klimatem lat 80., klimatyczna muzyka z tego okresu, monotonna "akcja", płytka fabuła i naciągane dialogi... Ogólnie nuda... Badziewie jakich mało i wielka szkoda bo uwielbiam Goslinga. Ode mnie 2...
Kurczę ale co w nim tak na serio widziałeś zachwycającego? Dla mnie falki z olejem, a wielkich wymagań nie mam...
Co ja w nim widziałem zachwycającego? To pytanie jest kompletnie nie na miejscu, ja powinienem się raczej ciebie zapytać jak mogłeś nie dostrzec tam nic zachwycającego? Gosling zagrał rolę życia, za którą powinien dostać Oscara, cała reszta aktorów stworzyła charakterystyczne postacie, które mimo, że są na ekranie krótko, wywołują emocje, każda coś wnosi, żadna nie jest zbędna. Zdjęcia to absolutny majstersztyk i geniusz, tak perfekcyjne i magiczne, że nie mam słów by to opisać, najlepsze zdjęcia w historii kina bez wątpienia. Muzyka przecudowna, każdy utwór idealnie dobrany do danej sceny, każdy utwór ciągle przesłuchuję, od września praktycznie codziennie, Under You Spell i Real Hero to jedne z najlepszych piosenek jakie miałem przyjemność słuchać w ogóle. Sam film jest dopracowany, po prostu doskonały, jest tak magiczny i baśniowy, tak poetycki, posiada tak niesamowity klimat, w który wsiąkasz i nie masz zamiaru go opuszczać, chcesz być w tym świecie i oglądać tych bohaterów, wczuwasz się w ich sytuację, bo są prawdziwymi ludźmi z krwi i kości, a nie plastikowymi, przerysowanymi postaciami, zależy ci na nich. Fabuła jest banalnie prosta, można by rzec nawet, że prostacka, ale to udowadnia jeszcze bardziej talent reżysera, który z takiej oklepanej historii stworzył jeden z najlepszych filmów w historii kina (dla mnie jak na razie najlepszy, ale jeszcze nie wszystkie widziałem, choć wątpię że lepszy istnieje). Film cichy i spokojny, w którym na pozór nic się nie dzieje, a trzyma w napięciu lepiej niż niejeden thriller nastawiony na akcję. Ujęcia gdy bohaterowie na siebie patrzą i nic nie mówią są o wiele ciekawsze niż strzelaniny, pościgi, wybuchy czy debilne gadki w innych produkcjach. Film przedstawia historię prawdziwej, tej najpiękniejszej miłości, która spotyka współczesnego Wertera i tak jak w przypadku oryginalnego Wertera - kończy się tragicznie. Film ma wprost piękne sceny przemocy, które nie obrzydzają, które są tak umiejętnie pokazane i tak dobrze dopasowane do sytuacji (jest ich mało, ale jak już są to robią olbrzymie wrażenie), ja uwielbiam oglądać na ekranie tak umiejętnie wysmakowaną przemoc, która nie jest idiotyczna i nie ma na celu jak największego zaszokowania widza. Zwłaszcza, że zrobienie takiej rzezi w drugiej połowie filmu, podczas gdy pierwsza to melancholijny romans świadczy o wielkości reżysera i braku strachu przed łamaniem schematów - a takich ludzi podziwiam najbardziej. 10/10 temu filmowi dałbym za sam wygląd bohatera. Dawno nie widziałem tak świetnie zrobionej postaci - kurtka, rękawiczki, zegarek - po prostu niesamowite, aż samemu ma się ochotę wydać na to wszystko całe pieniądze, byle tylko być tak zajebistym jak główny bohater. Do tego wykałaczka w ustach, okulary, no po prostu miazga. Kurtkę ze skorpionem kupuję na pewno. Mógłbym o tym filmie gadać godzinami i godzinami go wychwalać bo to jest ideał, ten film był jedną z najlepszych rzeczy jeśli chodzi o sztukę, z jakimi spotkałem się w życiu. Odnalazłem w nim absolutnie wszystko czego tylko mógłbym się spodziewać po filmie, reżyser zrobił film dokładnie taki jaki ja sam chciałbym zrobić i obejrzeć, mój wymarzony film, który miał kilka technicznych niedociągnięć wynikających najprawdopodobniej z małego budżetu, które zresztą i tak nie mają absolutnie żadnego znaczenia w starciu z ogromem geniuszu wylewającego się z tego wręcz boskiego Arcydzieła. Gdybym był reżyserem robiłbym dokładnie takie filmy jak Drive. Teraz jednak dostrzegam jeden dość znaczący mankament w tym filmie. Każdy inny film jaki obejrzę jest po prostu słabszy, każdy film, który wcześniej uznałbym za geniusz teraz jest po prostu "świetny, ale Drive i tak lepszy", więc trochę boję się, że już nigdy nie obejrzę nic lepszego, a na stworzenie lepszego ma szansę tylko i wyłącznie Refn. 10/10 i serduszko to dla tego filmu za mało.
Twoja ocena jest wręcz zboczona. Nie zdziwiłbym się gdybyś dokonywał samogwałtu przed tym filmem. Film ciągnie się jak flaki z olejem. Powinien trwać 2x krócej a Ty piszesz, że trzyma w napięciu? Chyba nie oglądałeś filmów, które trzymają w napięciu. Treść filmu jest tak mała, że wystarczyłby zwiastun aby wiedzieć o czym jest film. Ja rozumiem, że dzisiaj jest moda na indywidualizm, że jeśli większość uważa coś za dobre to na pewno się myli. Tutaj ktoś zrobił coś innego a Ty popadasz w samozachwyt. Jedyne zalety to kreacja postaci i brak przegięć, które są już normą w hollywoodzkim filmie. Reszta nie wybija się ponad przeciętność.
Nie uwazasz, ze sie troche osmieszasz wystawiajac 2/10 ? Juz za same zdjecia i ogolnie oprawe wizualna film zasluguje na lepsza ocene. To, ze spodziewales sie kolejnego dennego akcyjniaka w stylu szybkich i zenujacych, nie oznacza, ze film jest slaby, bo jest taki jaki mial byc. Owner juz wyjasnil wszystko.
Nie uważasz, że każdy ma prawo do wystawienia oceny takiej jaką uważa za słuszną? Właśnie z powodu istnienia tego prawa filmweb posiada skalę ocen od 1 do 10. Nie każdy wystawiający danemu filmowi ocenę niezgodną z twoimi "nieomylnymi" przekonaniami liczył na akcyjniaka w stylu wiadomo czego ( nie żebym bronił wszystkich, ponieważ część na taki film liczyła, ale część użytkowników przekroczyła granicę fanbojstwa i zbliża się nieuchronnie do fanatyzmu). Mnie "Drive" nie zachwycił i co to zmienia? I broń boże nie liczyłem na F&F, ponieważ gdybym miał choć cień wrażenia, że ten film taki będzie to nie tknąłbym go kijem i przez szmatę (Fast Five dałem bodajże 4/10). A co do niektórych vide Ownera to fajnie, że film mu się podoba, ponieważ ma pełne do tego prawo, fajnie też, że podoba mu się kurtka (żebym ja taką założył to chybabym musiał przejść lobotomię), ale na boga zluzujcie trochę. Nie każdy kto wystawia Drive ocenę niższą niż x (gdzie dla niektórych x = 10) to debil, cioł i matoł. Każdy ma prawo do własnej opinii panowie krytycy, a prawda jest taka, że Drive (i pokazywane przy jego okazji trailery i opisy) nastawia potencjalnego widza na nie wiadomo jak fantastyczne widowisko nie oferując wiele w zamian (ale oczywiście to tylko moja opinia )
Dlatego zadalem mu pytanie, bo w mojej opini nie wyglada to najlepiej. Czy na fw to juz standard ? Nie mozna nie zgodzic sie z opinia innego uzytkownika ? Czy nie dla prowadzenia dyskusji mamy cos takiego jak FORUM ? Gdzie ludzie wymienaja sie odmiennymi pogladami na rozne tematy ? I czy zawsze znajdzie sie ktos taki, jak ty, ktory dorzuci swoje 3 grosze ?
Co mialo znaczyc, ze nie zalozysz takiej kurtki ? Po lobotomi ? Doprawdy ciekawe porownanie. Jakas nie modna ? Dresy lepsze ?
Ja sie moge osmieszyc dajac 2/10 a nie mozna sie osmieszyc dajac 10/10??? Po koledze owner2 widac ze to fanatyk tego filmu i wlasnie psychodela nie jesy mu obca... Dalem 2 a nie 1 za muzyke i Goslinga - nic wiecej... Akurat jak kolega tycek85 zauwazyl nie liczyl na cos w stylu FF i ja rowniez w 100% na cos takiego nie liczylem, wiedzialem ze Drive bedzie zupelnie czym nowym i tak wlasnie bylo, ale podtrzymuje ze dla mnie film jest fatalny...
Tak, mozna sie osmieszyc dajac 10 na 10. Ale nie w tym wypadku. Spodziewales sie kina akcji i wlasnie to zadecydowalo o twojej ocenie. Moze do niektorych filmow trzeba dorosnac ? Moze nie fizycznie, ale mentalnie, bo oczywiscie nie mowie, ze masz 15 lat. Moze kiedys docenisz ten film. Nietylko durna akcja i strzelaniny sie licza w kinie.
"a nie mozna sie osmieszyc dajac 10/10???"
Można. Patrzę na twoje dziesiątki i nie wierzę. "2012" na 10/10.
Z tymi dresami to pojechałeś troszkę za mocno. Nie założyłbym tej kurtki ponieważ:
1) Jest kremowa
2) Jest pikowana przez co przypomina mi waciak typowego traktorzysty z PGRu
3) Ma wyszytego złotego skorpiona na plecach przez co wygląda tragicznie
A co do dresów to może twoje codzienne odzienie, ponieważ ja ostatnio miałem dresy na sobie na lekcjach WF.
A co do twojego pytania czy nie można nie zgodzić się z opinią innego użytkownika, to jak najbardziej można, a nawet trzeba co jest istotą forum, tylko zwróć uwagę na to na jakim poziomie odbywają się te dyskusje.
"Film A powinien dostać 20/10 i trzy serduszka i piętnaście oskarów"
"A mi się nie podobał, dałem 4/10"
"To jesteś debil, niedorozwój, matoł i nie zrozumiałeś tego filmu, idź oglądaj coś na swoim poziomie"
Czy na prawdę chcemy tak rozmawiać? Nie przyjmuj mojego pierwszego pytania zbyt osobiście, ponieważ masz pełne prawo do pytania innych i nie zgadzania się z ich ocenami. Padło na twój post ponieważ to już kolejny rozwijający dany temat w ten sam sposób:
"Nie możesz dać oceny niższej niż x ponieważ elementy filmu zasługują na lepszą (takim sposobem ograniczamy skalę ocen od np 5 do 10)"
"Na pewno spodziewałeś się czegoś w stylu y (skąd możemy wiedzieć czego ktoś się spodziewał?)"
"W związku z dwoma powyższymi punktami twoja ocena nie jest miarodajna i nikt nie powinien brać Cię na poważnie"
Sorki jeżeli poczułeś się dotknięty moim pytaniem.
Eee piszac dresy nie mialem na mysli cie urazic, wiec Ty nie czuj sie dotkniety :)
Nie rozumiem o co ci chodzi z tym poziomem. Czy ja komus napisalem, ze jest debilem i neidorozwojem, bo ocenil film na 1 ? Nie mylisz mnie z Ownerem ? Zapytalem tylko, czy nie uwaza, ze sie nieco kompromituje, a to uzasadnilem swietna muzyka, montazem, zdjeciami i oczywiscie Goslingiem. On to potwierdzil, a ocena dalej zenujaco niska.
Nie wiem jak ty, ale ja uwazam, ze 1 lub 2 to dostaja najwieksze gnioty, a nie dobry film pod niemal kazdym wzgledem. Mam gdzies jak on ocenia filmy, ale chyba nie ocenia sie tylko pod jednym kryterium ? Akcja... srakcja. Nie bylo akcji, bo to nie tego typu film.
Po czesci mam racje. Skoro ktos tak ocenia, to jak mozesz go brac na powaznie ? Jak sie mozna sugerowac jego ocena ? Dla mnie jest bezuzyteczna, bo kolega wyzej nie ocenia filmu objektywnie.
Tak jak napisałem wcześniej pisząc o poziomie nie miałem na myśli twoich wypowiedzi, ale ogół wypowiedzi na tym forum. Tak, że sorki jeżeli uznałeś, że nie podoba mi się twoja wypowiedź, bo akurat twój post nie obraża nikogo, co mnie cieszy. Owner jest już typowym zaślepionym fanatykiem, który twierdzi, że to najlepszy film jaki powstał i lepszy nie powstanie, co jest w moim mniemaniu sporym przegięciem.
Jak dla mnie oceny typu 1 i 2 to oceny dla totalnych gniotów (1 ma tylko Yrek, ponieważ staram się nie oglądać filmów kiepskich - zwyczajnie brak mi na to czasu, a 2 jest podarowane tylko filmowi "Gulczas jak myślisz" i to tylko dlatego, że był lepszy niż Yrek). Ja osobiście nie wystawiam normalnym filmom oceny niższej niż 3, ale też nie daje 10 każdemu po kolei (jak co po niektórzy). I oczywiście zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie można oceniać filmów tylko w jednym kryterium (10 - jest akcja, 1 - nie ma akcji), ponieważ sam dałem wysokie oceny filmom, które nie są przesączone akcją, ale za to mają to "coś" za co warto dać wysoką ocenę.
A co do ocen, każda ocena wystawiona przez daną osobę nie może być obiektywna z założenia. Każdy ocenia subiektywnie przez pryzmat doświadczeń, gustu i nastroju w danym dniu. Najbardziej zbliżoną do oceny obiektywnej jest średnia, którą można zobaczyć na FW.
I, żeby powtórzyć i zostać lepiej zrozumianym nie mam nic przeciwko twojemu postowi. Jeżeli można to powróćmy do głównego tematu.
Wiec wlasnie ja czuje, ze ten film ma to cos, co wznosi go znacznie wyzej niz typowe filmy akcji. Moim zdaniem bledem bylo okreslenie tego filmu akcyjniakiem, a to blad producenta, a za bledy sie placi, wiec dlatego taka niska w mojej opinii srednia ocen. Ludzie oczekiwali akcji, a dostali spokojny, wolny, ale i brutalny dramat.
Faktem jest, ze fabula i oglonie scenariusz nie powala na kolana, prosty jak drut. Jednak daje sporo do myslenia. Spotkalem sie tutaj z ludzimi, ktorzy wysmiewali zakonczenie. Faktycznie, mi tez wydawalo sie debilne, ale zaraz zrozumialem, o co tu chodzi. Scenariusz tylko udaje takie kulawe badziewie, ale to rowniez zalezy od interpretacji, wiec trudno by tu dojsc do porozumienia.
Jesli chodzi o zdjecia, montaz i gre aktorska, to chyba nie musze cie przekonywac. Z niemal kazdego klipu mozna zrobic plakat. O to chodzilo. I jeszcze lekki powiew lat 80 - swietny klimat, czyli glowny argument.
No to, żeby tradycji stało się zadość to ja napiszę czemu mnie nie ujęło. Miałem to napisać już dawno temu, ale poziom toczonych jeszcze niedawno dyskusji skutecznie mnie odstraszał. Teraz troszkę uległ poprawie, więc parę słów ode mnie.
Nie pamiętam kiedy zacząłem swój seans Drive, ale było to przed świętami, kiedy o filmie trąbili wszyscy na około łącznie ze stacjami radiowymi. Pomyślałem, że może być w porządku i dałem mu szansę.
Początek kupił mnie całkowicie. Pogrążone we śnie LA i on - człowiek od niebezpiecznej roboty ukryty w mroku miasta. To było coś, kierowca niczym dzika bestia kryjąca się w miejskiej dżungli i polująca z ukrycia (wyjazd do napadu Impalą, niepozornym i częstym sedanem). Dzika bestia polująca na doskonale znanym sobie terenie, której muszą obawiać się nawet wyszkoleni myśliwi. Człowiek, którego opanowanie jest tak perfekcyjne, że nie może pozwolić sobie na najmniejszą pomyłkę i dla którego 5 minut to dokładnie 300 sekund. To było niesamowite i kupiło mnie od razu. Te tandetnie kiczowata czcionka Poor Richard (chyba) użyta do stworzenia czołówkowych creditsów i ta wspaniała piosenka Nightcall Kavinsky'ego. To było to, klimat Miami Vice i GTA: Vice City spotyka klimat Noir w LA. Sceny dokonania napadu w dniu wielkiego meczu i moment ukrycia się na zatłoczonym stadionowym parkingu. Który gliniarz szukałby nijakiej Impali w takim miejscu? Wynajęcie mieszkania w apartamentowcu, spotkanie Irene w windzie i to rzucone jej ukradkiem spojrzenie, rzucenie torby na wyro i nocny wyjazd w nocne LA. To było to. Sceny przejazdu kanałem burzowym, czy ujmująca nieporadność podczas wizyty Irene w warsztacie (scena z brakiem kół). To było coś, facet który jest perfekcjonistą w robocie przy kobiecie staje się nieporadny jak dziecko. To coś było zagrane naprawdę z życiem. To nie mogło się nie udać. I co? Niespodzianka, wszystko zaczęło się wkrótce rozłazić. Film oglądałem do momentu spotkania w barze. Odzywka kierowcy była szpilką, która zniszczyła wszystko. Mój seans zakończył się zaraz po tym, co prawdopodobnie było spowodowane późną godziną i ogólnym zmęczeniem. Ktoś powie nic takiego, następnego dnia włączy się dalej i zobaczy co się stanie. Tylko, że następny dzień nie nadszedł i nie miał nadejść w najbliższym czasie. Po prostu nie chciało mi się tego filmu włączać. Znajdowałem sobie milion innych rzeczy, aby tylko nie włączyć tego filmu, a do końca miałem około 50 minut seansu.
Następny dzień nadszedł dopiero w styczniu, gdzieś z miesiąc albo i dłużej po pierwszym seansie. Mógłbym to sprawdzić w dacie oceny i utworzenia pliku, ale nie ma to większego znaczenia. Ważny jest natomiast fakt, że ten film przyciągnął i kupił mnie niesamowicie mniej więcej pierwszym pół godziny, aby następnie odrzucać mnie na kilometr. Chciałbym też, żebyście wiedzieli, że nad ciekawą książką czy filmem potrafię siedzieć do drugiej, trzeciej w nocy i muszę się zmuszać, żeby zrobić przerwę na sen. A tu? Nic, nul, zero. Miałem to gdzieś, co się stanie z tym wszystkim pokazanym w filmie. Długo zastanawiałem się o co chodzi, aż w końcu mnie olśniło. Ten film nie ma w ogóle fabuły jako takiej. Jedyne co w nim można znaleźć to ciąg luźno powiązanych słabych wątków usiłujących tworzyć wrażenie ciągu zdarzeń. Najpierw jest sobie kierowca, który poznaje babkę, później bierze udział w napadzie na lombard (nie wiadomo po co), później morduje bez ładu i składu połowę obsady i umiera. Ja tego nie kupuję. Tutaj nie ma jakiejś nici, która rozpoczyna się na początku i prowadzi nas aż do zakończenia. W Drive właściwa fabuła zaczyna się pół godziny po rozpoczęciu filmu, w momencie, w którym film zaczyna mnie odrzucać.
I tu prawdopodobnie dochodzimy do punktu, gdzie zacznę wymieniać co mnie odrzuciło.
1) Niekonsekwencja w tworzeniu postaci. Gosling chciał być fajny i zagrać rolę milczącego badassa, ale jego nieporadność jest w sporym konflikcie z resztą tego człowieka. Próba skopiowania większości postaci Eastwooda czy Drivera Ryana O'Neala w niezbyt udany sposób spowodowała, że nie jest to postać do której można by się w jakiś sposób odnieść. Próba wykorzystania charakterystycznych cech innych postaci (wykałaczka Cobry, kurtka z Scorpio Rising czy sposób bycia Drivera) spowodowało nijakość postaci stworzonej przez Goslinga. Jak wiecie, w celu stworzenia zwierzęcia szybkiego jak koń i wytrzymałego jak osioł stworzono muła, który nie jest ani szybki ani wytrzymały. I podobnie jest tutaj, w celu stworzenia ultimate badassa łączącego w sobie cechy innych Gosling stworzył kierowcę, który nie jest w niczym ani dobry ani przekonujący. Poza tym jak na mój gust kierowca cierpi na zespół Aspergera. Osoby cierpiące na ten typ zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych cechują się wręcz binarną logiką, punktualnością zegara atomowego, ale też brakiem odczuwania wyższych uczuć i nadmierną agresją w chwilach stresowych. Wypisz wymaluj kierowca.
Może Gosling jest dobrym aktorem, ale po seansie Drive nie chcę go więcej oglądać. Sorry drewniany Ryanie, może kiedy indziej.
Inne postacie są lepsze, ale niestety nie dość dobre. Irene jest przerysowana i tępa. Jej facet siedzi w pudle, a ona klei się do innego. Okay, może wymaga jakiejś uwagi, ale żeby zostawiać syna z małomównym, dziwnym nowym sąsiadem po trzech dniach znajomości?
Nino, który obrabia lombard należący do mafii ze wschodniego wybrzeża jako powód podający ich niechęć do swojej osoby. Naprawdę? A nie można było tego jakoś inaczej wymyślić i pokazać przez pięć minut w filmie?
Jedynymi wiarygodnymi postaciami w filmie są mechanik i mafioso grany przez Brooksa, tyle, że nie mają oni czego zagrać, ponieważ drewniany Ryan ukradł cały czas filmu.
2) Bzdury w fabule to drugi powód dla którego ten film do mnie nie trafia.
Po co kierowca w ogóle pomagał Standardowi w napadzie na lombard? Z miłości do Irene?
Jaka była rola Blanche w napadzie? Miała być przesłuchana przez kierowcę, a następnie stracić życie w motelowej łazience? Od biedy mogła też być zabezpieczeniem dla Nino, ale to taki sobie powód.
Kto jadąc na napad z dwiema osobami bierze dwudrzwiowy samochód? Wiedział, że będzie wracał tylko z Blanche?
Kto katuje jednego człowieka przy świadkach, aby następnie założyć maskę przy próbie morderstwa drugiego jednocześnie jadąc na miejsce własnym samochodem? To są rzeczy które po prostu się nie kleją w całym tym widowisku.
Chciałem szczerze, żeby ten film miał to coś co wyniesie go znacznie wyżej niż typowe filmy akcji. Nie oczekiwałem akcji, chciałem spokojny wolny dramat z elementami akcji, jak było to robione kiedyś, a w zamian dostałem film, który stara się być czymś innym niż typowy holywoodzki film klejąc ze sobą elementy z owych filmów przy użyciu słabego kleju.
Scenariusz, jeżeli w ogóle jakiś był jest kulawym badziewiem, który usiłuje udawać coś więcej. Zdjęcia, montaż i ścieżka dźwiękowa są w porządku, ale reszta leży. Gry aktorskiej nie ma, ponieważ Ci, którzy mogliby coś pokazać przemykają gdzieś w tle, a na froncie stoi Gosling, który nie umie się odezwać i ta babka od Irene, która potrafi się tylko lekko uśmiechać. I to ma być aktorstwo? Jeżeli tak to Mona Lisa gra cały czas:)
Chciałem w tym filmie odkryć coś nowego, coś co mnie zachwyci, coś co pozwoli mu stanąć obok filmów z dawnych lat, które uwielbiam (Vanishing Point, The Driver, itp.), ale niestety moje zauroczenie początkiem minęło dość szybko. A za te pierwsze pół godziny gotów bym był dać 8 albo 9. A tak dostałem film, który chce zerwać z Hollywood przez kopiowanie innych filmów stamtąd i sklejanie ich na nowo. A chyba nie tędy droga gdyż tym sposobem dostaliśmy zbiór elementów z których nie sposób złożyć jeden obrazek. Owszem można je złożyć jak bądź i uważać to za szczyt alternatywy, ale takie filmy z reguły kończą swój żywot na śmietniku albo w jakiś undergroundowych kinach będących swoistymi kapliczkami dla tych rzekomo wielkich, ale nie zrozumiałych reżyserów.
To co napisałeś jest po prostu tak złe, że ja nie mam siły tego skomentować. Gosling zagrał jedną z najlepszych postaci w historii kina i zagrał to tak perfekcyjnie, że powinien dostać murowanego Oscara. I ty stwierdzasz że jest drewniany? Boże, my naprawdę oglądaliśmy takie same filmy? Wyłączyłeś film za odzywkę Drivera do typa w barze? A co w niej było takiego odrzucającego? Jak można zadać tak debilne pytanie jak: "Po co kierowca w ogóle pomagał Standardowi w napadzie na lombard? Z miłości do Irene?" ?? Przecież to jest tak oczywiste jak 2+2=4, że Gosling zakochał się w Irene od pierwszego wejrzenia miłością tak silną, że zrobiłby dla niej absolutnie wszystko by tylko przez chwilę mógł sprawić, by poczuła się lepiej. To naprawdę trzeba tłumaczyć? Tego naprawdę ktokolwiek może nie dostrzec? Ale nie, koniec, jeśli nie rozumiesz tak oczywistych rzeczy, to tym bardziej nie zrozumiesz czemu bohater zakłada maskę. Mam dość zniżania się do poziomu takiej rozmowy.
No, coz. Najpierw mowisz, ze Gosling to super koles, uzdolniony, bezwzgledny, ale zaraz zmieniasz zdanie, a podobno on gral caly czas tak samo, czyli na Eastwooda. Jego rola zostala, jesli dobrze pamietam, nominowana do oscara i zlotego globa. Wszyscy sie zachwycaja, ale ty pojechales tak gleboko, ze az mnie to zdziwilo. Jak twoim zdaniem mialby zagrac malomownego herosa ? Pozornie spokojny czlowiek, ale psychicznie wypalony. Mozna sie domyslac, ze byl komandosem, ktorego wywalili, bo mu odbijalo - a to widzimy szczegolnie w scenie windy. Tak samo jest z zakonczeniem. Myslisz, ze psychol wachalby sie pojsc sam na niemal pewna smierc ? Chyba nie. Pomijajac fakt, ze przeciez nawet nie umarl. Tak jak napisales, jego postac to polaczenie cech roznych postaci kina akcji lat 80 i pokazal to znakomicie. I czemu uzywasz zwrotu ,,drewniany,, Gosling ? Kompletnie nie na miejscu, bo zagral doskonale.
Prawde mowiac, to pierwszy film jaki wg widzialem z Goslingiem i przekonalem sie do niego. Idzie chlopak w gore.
Jesli chodzi o reszte to wypowiem sie pozniej.
Zacznę od końca bo będzie łatwiej. Może i Gosling jest dobrym aktorem (widziałem jak napisałem wyżej jeden film z jego udziałem), ale tu mnie nie przekonuje, ponieważ nie pasuje do tej roli zupełnie. I jak dla mnie to połączenie też jest na siłę i nie na miejscu. Chciał połączyć w sobie charakterystyczne cechy bohaterów z lat 80, a wyszedł taki nijaki. Nie wiem czy jest to spowodowane jego dziecięcą buźką, czy jakimś brakiem charyzmy, ale bardziej przemawiał do mnie jako nieporadny przy kobietach perfekcjonista niż późniejszy psychol biegający z młotkiem. Wyobrażasz sobie DiCaprio grającego taksówkarza (Taxi Driver, 1976), bo ja nie. Może się mylę, ale zamiast próby łączenia innych postaci powinien stworzyć własną z własną określoną cechą. Wtedy byłby bardziej charakterystyczny niż taki ulepek z miłą buźką. Za małomównych bohaterów z reguły mówią czyny, a jego działania mnie nie przekonują do siebie. Jeżeli się nie mylę to rolą aktora jest przekonanie widza, że jest się kimś innym niż w rzeczywistości, a Gosling mnie nie przekonał. Może coś ze mną nie tak, ale ten z początku filmu był bardziej naturalny niż ten z końca, który właśnie jest drewniany. Dla ciebie zagrał doskonale, dla mnie słabo i właśnie tu leży jego aktorstwo, ciebie przekonał, a mnie nie.
Dla mnie ty lepszym kierowcą jest Ryan O'Neal, który zagrał po prostu ciekawiej, bardziej przekonującą i przede wszystkim w filmie, który wciągnął mnie bez reszty. http://www.youtube.com/watch?v=j2tv3fTa7OY
Gdybyś chciał dyskusji na poziomie i merytorycznych argumentów to zapraszam link poniżej
http://www.filmweb.pl/film/Drive-2011-399746/discussion/Drive+dla+obecnej+dekady +jest+tym+czym+W%C5%9Bciek%C5%82e+Psy+dla+lat+90-tych,1834828