Pierwsza scena pierwsza klasa. Reszta.... nudne jak flaki z olejem. Gdyby wszystko działo się 3 razy szybciej moze by cos z tego było. Niestety, dla mnie ocena 3 to max!
Pierwsze 10 minut filmu to prawdziwy majstersztyk,zwłaszcza jeśli oglądamy to przy porządnym nagłośnieniu.
Też uważam, że początek filmu zapowiadał ciekawą akcję, ale mimo "nudniejszej" reszty filmu, umiarkowanie mi się podobało, widać że autorzy próbowali nakręcić coś w stulu Bullitt w naszych czasach ;)
a mnie to Avatar mocno zawiódł... idąc do kina spodziewałem się czegoś "poważniejszego", "ambitniejszego" w stylu "Lotu nad kukułczym gniazdem" - a tu za dużo akcji, pompatycznej muzyki i podniosłych dialogów...qrde...trzeba się trochę orientować na co się do kina wybiera i co ma się zamiar oglądać...to tak jakbym miał zamiar oglądnąć Nawiedzony Dwór z Murphym i po seansie był nie zadowolony bo "nastawiałem się na przerażający horror" :/ i Drive ma tyle wspólnego z Bullittem co Francuski Łącznik z Szybkimi i Wściekłymi...
Ten film to pozerancki i dizajnerski bełkot. Poza ciekawą pierwszą sceną i muzyką, która daje radę przy piwie i w samochodzie nie ma tu wiele do przeżywania, o odkrywaniu czegokolwiek istotnego nawet mocno nie wspominając.
Zgadzam się co do pierwszego zdania. Po prostu film o niczym. Eleganckie zawiązanie akcji spartaczone przez całą intrygę filmu grubymi nićmi szytą i szczęśliwe zakończenie. Carey Mulligan w "Była sobie..." jest urocza a tu strasznie denerwująca. A na dokładkę mamy Goslinga wyglądającego jak filmowa wersja Michael`a Knight`a z serialu "Nieustraszony". Aż chciało mi się krzyknąć, że to już było. Jedynie muzyka była świetna i chętnie zaopatrzyłabym się w soundtrack z filmu.
No może nie takie znowu szczęśliwe, ale jak dla mnie to więcej niż pewne, że tych dwoje się spiknęło.
Może mówi, może nie mówi. To już każdy sobie sam dośpiewa. Ale jak dla mnie to film powinien się skończyć w tym samochodzie. No ale reżyser postanowił zrobić nam widzom psikusa i dokręcić ta ostatnią scenę.
Gł. bohater mówi do niej, że nie wróci. Ona puka a tam nikogo nie ma. Scena jak wyjeżdża z miasta, ale to za mało oni się na 100% spikną, co to za słowo w ogóle? Spiknąć to się może dwójka gwówniarzy z gimnazjum, a nie dwoje dorosłych ludzi.
Tak bardzo denerwują cie ludzie, którzy mają inne zdanie niż ty, że będziesz się teraz czepiać każdego mojego słowa?
jest różnica między innym zdaniem, jak to, że ci się film nie podoba do czego nic nie mam, a wypisywaniem głupot, że się "spikną".
Jak dla mnie logiczne jest, że się spotkają. Nie powiedział "że nie wróci" tylko "prwadopodobnie nie wróci" bo myślał, że zginie. Widz również myślał, że zginie, aż tu nagle mrugnął oczami i odjechał z zakrwawionym brzuchem w stronę... nie wiadomo czego, ale taki zabieg reżyserski byłby z tyłka gdyby Driver wyjechał z miasta i olał sąsiadkę. Refn zazwyczaj nie kręci scen z tyłka więc można się spodziewać happy endu (jakby nie miało być to by Refn się postarał by widzowi to ukazać w dość dobitny sposób).
Ktoś kto czytał książkę powinien się wypowiedzieć na temat końcówki.
Poza tym ludzie poszukujący "intrygi" w filmie jej nie znajdą bo jej tam po prostu nie ma. Jest to ciąg następujących po sobie zdarzeń narysowany przez reżysera w genialny moim zdaniem i na pewno niespotykany wcześniej sposób. Choć wydaje mi się, że gdyby nie muza i świetnie nakreślona postać tytułowego kierowcy (oszczędność słów + irytujące czekanie na odpowiedź) to Drive nie miał by aż tak specyficznego klimatu, który jest podporą całej konstrukcji.
zabił ostatnią osobę, która mogła ją połączyć z tym całym bałaganem, ale teraz wróci do niej żeby znów narazić jej życie tak tak, bardzo logiczne.
"zabił ostatnią osobę, która mogła ją połączyć z tym całym bałaganem, ale teraz wróci do niej żeby znów narazić jej życie tak tak, bardzo logiczne."
No chyba tak, skoro zabił o s t a t n i ą osobę mogącą powiązać go i sąsiadkę ze sprawą skradzionego miliona to kto miałby im zagrażać skoro wszyscy już nie żyją ? Z fabuły wynika, że nikt więcej więc co tu jest nielogicznego ?
a mafia, której ukradł pieniądze? gdyby kogoś tam jeszcze nie było to nie zostawiłby całej kasy przy trupie tylko zabrałby swoją ukochaną na miodowy miesiąc do Paryża wg. waszej słodkiej logiki.
A skąd miał mieć pewność, że mafia jednak się do niej nie dobierze? Ufać słowu przestępcy to rzeczywiście rozsądniejsze.
Co do intrygi to chodziło mi o to, że rzeczone pieniądze musiały oczywiście należeć do ludzi których nasz kierowca zna,ł co musiało spowodować serie niefortunnych zdarzeń jak np. zabicie jego szefa ...
dobra widzę, że ciężko z myśleniem. W lombardzie właściciel widział jego twarz sylwetkę, ubiór długo nie potrwa nim mafia będzie wiedziała kogo szuka. Wracając do niej nakierowałby całe zło z powrotem na nią i synka. Zostawiając pieniądze dał jasno do zrozumienia, że żona zabitego bandziora - pionka biorącego w napadzie nie ma z tym nic wspólnego. Gdyby uciekła z nim, będąc blisko niego zawsze byłaby w niebezpieczeństwie bo jak powiedział "Do końca życia będziesz musiał spoglądać przez ramię". Nawet jeśli mafia trafi do niej to co im pomoże samotna matka ledwo wiążąca koniec z końcem? NIC.
Więcej nie piszę bo nie mam już więcej argumentów, poza tym jasno wyraziłem i logicznie moją rację, z waszej strony nic nie trzyma się kupy.
"W lombardzie właściciel widział jego twarz sylwetkę, ubiór długo nie potrwa nim mafia będzie wiedziała kogo szuka"
Na pewno jak strzelał do męża sąsiadki wybiegając z kantoru, to się doskonale przyjżał naszemu bohaterowi. Brawo Watsonie.
1."to nie zostawiłby całej kasy przy trupie"
2."zeczone pieniądze musiały oczywiście należeć do ludzi których nasz kierowca zna"
1.kasy nie zostawił przy trupie - jest scena, że atakują się nożami a co się dzieje z torbą po całej akcji tego już nie wiadomo. Czy je zostawił, czy je schował do bagażnika - nie wiemy.
2.Nie znał. Znał ich Nino, który samemu zdecydował się je ukraść wynajmując przy tym tego łysola. Łysol wynajął wtedy naszego kierowcę, męża sąsiadki i tą rudą. Zginęli wszyscy powiązani z kradzieżą, oprócz gł. bohatera - tak to przedstawił reżyser. Wychodzenie treściowe poza to co nam starali się przekazać twórcy zmieża do nadinterpretacji!
Można "wydłubywać" z filmu treści, których Refn nie przedstawił do końca - np. goniący naszego bohatera i tą rudą zbiry , kierujący czarnym samochodem, rozbili się koziołkując gdzieś na trasie. Może przeżyli? Taki wypadek na pewno nie był groźny?
Tak samo sprawa mafii, od której zostały skradzione pieniądze. Scenariusz pokazuje, że mafia nie będzie miała o co zaczepić poszukiwań gdyż wszyscy zgineli. Tutaj pojawia mi się obraz człowieka, który prowadził kantor, z którego kasa była zabrana, który przeżył, ale on nie widział naszego bohatera a męża sąsiadki zabił.
Można się zastanawiać nad kolejnymi aspektami (postronni świadkowie rozmowy w chińskiej restauracji) ale jak mówiłem prowadzi to do nadinterpretacji dzieła. Film nie jest aż tak skomplikowany by reżyser wokół całej sytuacji tworzył Linchowskie zagrywki. Jedynie zostawił niewiadomą scenę końcową- albo do niej wróci albo nie. Widać przecież i mam nadzieję, że się zgodzicie, że Driver to nie jest film, który opiera swój charakter tylko i wyłącznie na fabule. Ta jest prosta jak budowa cepa a cała siła obrazu tkwi we wszystkim co jest naokoło, w ujęciach, dialogach, kamerze, grze aktorskiej, muzyce i w końcu klimacie. Fabuła jest tylko dodatkiem (moim zdaniem spójnym i niewymagającym).
gratuluję, oglądałeś kradzioną kinówkę, w której brakuje kilku scen. Gdybyś był w kinie to byś widział scenę z zostawionymi pieniędzmi. Radzę ci, poczekaj na wersję DVD, oglądnij na spokojnie, a potem wypowiadaj się na tematy związane z filmem bo jesteś krótko mówiąc niepoważny.
Wątpię by brakowało scen. Obejrzę jeszcze raz film (również z powodu tego, że mi sie cholernie podoba) i się wypowiem na temat tej torby, ale śmiesznie reagujesz na czyjeś komentarze. 90% czyjejś wypowiedzi zbywasz a przy reszcie się czepiasz. Takie erystyczne zabiegi fajne są podczas wymiany zdań gdzieś w pubie ale na forach niezbyt pasują i trącą zwykłym czepialstwem i trolowaniem. Nie wspomnę już o powtarzanym przez ciebie w kółko twym "logicznym" spojrzeniu i niepowadze innych ... ty masz jakieś kompleksy człowieku czy jak ?
Ja ci mówię, że brakuje scen - byłem w kinie widziałem, nawet kwestia gł. bohatera jest jedna wycięta - tu cię zaskoczę, wiem to bo oglądałem również wersję krążącą po internecie, podaje fakty, wspieram się scenami w filmie, a ty czym? Naciąganymi interpretacjami? Jak mogę brać na poważnie twoje całe wypowiedzi skoro widzę tak rażące błędy?
90% nie czytam bo jak widzę przekłamania w pierwszych 2 linijkach to mi się odechciewa czytać dalej. Teraz przeczytałem i proszę, następne błędy. Właściciel kantora go widział, wyszedł ze sklepu za Standardem, Gosling w tym momencie wyszedł z wozu, stali naprzeciw siebie. Co do reszty wypowiedzi zgadzam się w 100% to po co mam ją komentować?
jakkolwiek "stali naprzeciwko siebie" jest prawdą to jednak właściciel kantoru w tym momencie posyłał Standarda na tamten świat i to czy widział czy nie widzial stojącego obok auta Drivera, czy w ogóle obserwował otoczenie jest kwestią sporną, bowiem nie pokazaną w jakiś znaczący sposób w filmie. Wydaje mi się, że reżyser by w tym momencie ukazał jakiś kadr przybliżający widzowi tą sytuację. Jeżeli nie pokazał to chyba jasnym jest, że postać sprzedawcy kantoru nie jest jedną z tych osób w fabule, które miały by znać głównego bohatera i mieć wpływ na jego dalsze losy, co jest z resztą w filmie non stop akcentowane - "tylko my wiemy o całej akcji", "czy mówiłeś o tym komuś?" "nie", w chińskiej restauracji zostaje tylko Driver i szef i znowu jest ukazane, iż tylko oni dwaj są powiązani z całą sytuacją a raczej z wiedzą na temat kradzieży.
Co do twojej pierwszej wypowiedzi: "naciągane intepretacje" - interpretacje widzów praktycznie zawsze są naciągane - zarówno moje jak i twoje ponieważ są to tylko interpretacje i jako takie nie opierają się na stwierdzeniu faktu tylko na jej szukaniu a to na dłuższą metę trąci nonsensem gdyż subiektywnego czynnika ludzkiego nie da się całkowicie usunąć z takiej rozmowy.
Kończąc: twoja intepretacja odnosi się do realnej sytuacji w jakiej mógłby zostać postawiony bohater w życiu. Wtedy to, rzeczywiście mieli by przesrane i mafia by ich znalazła i ścigała zawsze chyba, że tak jak mówisz zostawił torbę na ziemi i odjechał, ale wtedy i tak mam wrażenie, że mafia by ich ścigała za sam akt kradzieży miliona.
Moja interpretacja odnosi się do tego co było w scenariuszu i tego co reżyser chciał zaakcentować a co zignorował w fabule. Odnosi się więc do tej "fantastycznej", nierealnej wizji twórców, a w niej przekazali widzowi, że wszystkie osoby świadome "kto ukradł" i nieprzychylne naszym bohaterom nie żyją - a ci są bezpieczni.
ps: mimo całego gadania widze, że mamy podobny gust. Obejrzył w takim razie Into the Wild oraz Bloody sunday - filmy, które w ostatnich latach wywarły na mnie większy wpływ niż sam Drive (któremu dałem 9/10). Poza tym mało znany Where the wild things Are.
Wszystkie to wirtuozeria reżyserki, scen itp., ale takie krótki ich charakteryzowanie to herezja więc kończę i odsyłam do szukajki.
mała różnica zdań i tyle, dwie różne interpretacje i niech tak zostanie. Into the Wild już dawno widziałem. Film mi się bardzo podobał, ale po przeczytaniu prawdziwej relacji z wyczynów tego młodzieńca straciłem troszkę zapał. Okazał się zwykłym głupcem i tak też zginął. Ale nie łącze realiów z filmem więc ocena została wysoka.