Może dlatego, że przed genialnym "Drive" widziałem go w chłamach pokroju "Zostań" i "Słabego
punktu".
Poza tym, znakomite role Rona Perlmana, Bryana Cranstona i Alberta Brooksa, do tego piękna
Carey Mulligan, hipnotyzujące zdjęcia i muzyka, trochę krwi i pościgów, jak w dobrym męskim
kinie, słowem - hołd dla kina sensacyjnego lat 80-tych. A myślałem już, że Gosling, to kolejna
miernota, jakich dziś pełno... Nie doceniłem go!