Widziałam sporo konfliktów tu na forum, który Darcy jest lepszy- MAcfadyen czy Firth i osobiście stwierdzam.. że obaj mi się podobają. Każdy za coś innego. Colin to uosobienie doskonałych manier, obycia, inteligencji i robi niesamowite wrażenie całością ;) Z kolei nowy pan Darcy jest bardziej bezpośredni - chyba tak to mogę ująć, wcale nie wygląda jak 'zbity pies' ;) i ma piękne oczy ;) Gdybym miała wybrać lepszego - nie umiałabym, nie da rady ;)
Czyli Trifle, można stwierdzić, że Tobie po prostu podoba się MacFadyen, a jako że lubisz też Darcy'ego w książce, to MacFadyen jako Darcy tym bardziej Ci się podoba :D.
Mi się akurat MacFadyen nie podoba ani z wyglądu, nie jest w moim typie, ani z gry, a jako że Colin Firth jest najcudowniejszym chyba aktorem (chodzi o grę, nie tylko o wygląd, chodzi o grę ogólnie, nie tylko w "DiU"), to dla mnie jako Darcy jest niepokonany.
Według mnie Matthew MacFadyen lepiej "oddaje" cechy pana Darcy'iego, nie tylko z wyglądu, ale także charakteru tej postaci. Nie żebym miała coś do zarzucenia Colinowi Firth'owi, bo w sumie on też dobrze zagrał Darcy'iego... jednak postaci którą "stworzył" czegoś brakuje. Więc gdybym miała wybrać, który z aktorów bardziej pasuje do tej roli to bez wątpienia jest to Matthew MacFaedyn, który moim zdaniem genialnie przedstawił uosobienie Darcy'iego.
Musimy także brać pod uwagę, że Colin Firth miał więcej czasu aby przedstawić wiarygodnie swoją postać (serial składał sie przecież z 6 odcinków).
Matthew MacFadyen nie miał takiej możliwości, ale swoją drogą dobrze by się oglądalo serial Matthew i Keirą.
Protestuje! Macfadyen lepiej "oddale" cechy Darcy'ego? Nie. A już szczególnie jest to widoczne, gdy oświadcza się Lizzy. Darcy z książki oświadcza się, mając absolutną pewność, że zostanie przyjęty, bo małżeństwo to, w jego mniemaniu, musi być szczytem jej marzeń. Wybacz, ale Macfadyen akurat tej cechy Darcy'ego "nie oddał".
Ni wmawiajcie mi, że jestem stronnicza, bo podoba mi się ten czy inny aktor. Wg mnie Matthew Macfadyen jest idealnym panem Darcy' m, tak go sobie wyobrażałam, czytając książkę itd.
A nie to, że się czepiam i szukam haka, ale książkę czytałaś zanim zaczęto kręcić film, czy wcześniej?
Hmmm... dodam, że chętnie też bym zobaczyła serial z panem Darcym-Macfadyenem ;) [tak Akaterine, można uznać, że Macfadyen po prostu mi się podoba :D, ALE ja też lubię Colina, może nawet lubię to za mało ;) za jego grę w innych filmach, a już kilka ich było oprócz Dumy i być może dlatego w ogóle nie jestem obiektywna co do niego jako pana Darcy'ego] ale jednak Lizzy nie Keirę.
WedŁug mnie tylko i wyłącznie Colin Firth oddaje wiernie postać Darcego. Jest w nim ta duma i uprzedzenie, ale jest i skrucha i miłość do Lizzy.I jestem przekonana ,że gdyby On zagrał w 2 godzinnym filmie zrobiŁby to dużo lepiej od MM.Murem staję za Firthem !!!!!!!!!!!!!!!
Popieram beatap@... i tyle. Pan Firth jest nie tyle lepszym Darcym co bardziej wiarygodnym i zgodnym z epoką, [a tak na marginesie to MacFadyen ma faktycznia ładne oczy] :]
Racja. Je też sama nie wiem. Jeden i drugi aktor stworzyli genialne kreacje. Fakt ze Firth jest bardziej "nieprzystępny łamane na pociągający" a Macfadyen "wlaczący ze sobą łamane na zakochany na zabój łamane na pociągający". Uff trudny wybór. Oboja wprawiają mnie w szlencze bicie serca. Chyba sobie dziś znów obejrzę.
I oto właśnie chodzi - to bicie serca, uśmiech na twarzy i przewijanie ulubionych scen filmu lub serialu, którego dialogi zna sie prawie na pamięć.
Zgadzam się całkowicie, wybór jest diabelnie trudny. Darcy w wykonaniu Firth'a jest nieprzystępny, nieodgadniony, czasami wręcz nieprzyjemny, sam wyraz jego twarzy sprawia, że ma się wrażenie, iż ukrywa on jakąś tajemnicę. Macfadyen dał Darcy'emy wyraz smutku i jest w tym smutku jakaś duma. Jego oczy mówią, że choć ma wszystko, to jednak czegoś mu brakuje.
właśnie!!! Dzis obejrzałam sobie dla przypomnienia serial z 1995- 2 ostatnie odcinki i zgadzam się zę nowy Darcy nadał trochę smutku-ta rozpacz na jego twarzy kiedy patrzy na Elizabeth!!! Pan Darcy z 1995 roku jest mniej zrozpaczony-ale przynajmniej się uśmiecha na końcu!!!
Miałam okazje obejrzeć ostatni odcinek "dumy i uprzedzenia" z 95 roku i ...byłam z lekka zszokowana... przeciez w tym filmie Lizzy i pan Darcy zdają się być sobie zupełnie obcy... ona mu mówi ze jej uczucia się zupełnie zmieniły i sa dokładnie przeciwne,a ten nic, idzie sobie dalej..+_+ zero emocji, zero kontaktu między nimi, żadnego najmniejszego gestu czułości świadczącego ze cos więcej ich łączy...dziwne doprawdy... jak obejrze całość to może inaczej to wszystko odbiore, ale jednak watpie...zdecydowanie jestem za Matthew MacFadyen'em...jak się uśmiecha to wyglada poprostu cudownie:) pozdrawiam
O nigdy w życiu się nie zgadzam! Jakie zero czułości! Jakie zero kontaktu! Przecież oni szli za Jane i Bingleyem, nie mogli się na siebie rzucić, ZRESZTĄ to, co teraz jest dla nas zaledwie drobniutką oznaką uczucia, np spacer za rękę, dla nich było czymś nie do pomyślenia. No i "my dearest, lovliest Elizabeth" i to że Darcy-Firth powtarza prawie dokładnie to, co przy pierwszych oświadczynach powiedziała mu Lizzy. No a poza tym, już nawet pomijając wymogi epoki, nie każdy człowiek słysząc wyznanie miłości rzuca się wyznającemu na szyję ;)
Zgadzam sie Trifle.. Ellener nie ma racji, ta scena jest barzdo dobara, ponieważ Elizabet i Darcy żyli w trichę innych czasach niż my...nie sądzicie?
"a ten nic, idzie sobie dalej..+_+ zero emocji, zero kontaktu między nimi, żadnego najmniejszego gestu czułości świadczącego ze cos więcej ich łączy..."
Jak wyżej wspomniała Trifle - wymogi epoki. Jakiekolwiek pocałunki, rzucanie się na szyję itd byłoby bardzo niestosowne, a poza tym pan Darcy i Lizzy byli dobrze wychowani i wiedzieli, że po prostu tak zahcowywać się nie można.
Emocje w tej scenie między nimi były, ale były bardzo dyskretnie. Tu już zaleci moją fascynacją Colinem Firthem, ale on po prostu to uczucie wyraził spojrzeniem ;).
Otóż to. Czyżby zaleciało też moją fascynacją ;)? Ja mogę rzec w sumie jedno - zarówno jeden, jak i drugi aktor stworzyli inne 'opcje' tej samej postaci. Mi podobają się obie. Zresztą pomyślcie - gdyby nakręcili identyczną wersję PP tylko z nowymi popularnymi aktorami, te same dialogi, dokładnie te same sceny, to czyż to nie byłoby to trochę nudne i dopiero zniechęcające? [porównuję oczywiście do serialu 1995]
hmmm...bez przesady, mówiąc o braku emocji itp nie miałam na mysli tego, iz powinni się zaraz na siebie rzucić:P juz bez przesady:P miałam na mysli raczej chocby przysłowiowy uśmiech "od ucha do ucha" no cokolwiek jakis wyraz szczęścia, a oni sie zachowywali jakby o pogodzie rozmawiali. Tylko tyle. takie moje osobiste spostrzeżenie.
Nie prawda, Elizabeth uśmiecha się, ale bardzo nieśmiało, tak zachowywano się w tamtych czasach. Zresztą scena idealnie odzwierciedla książkową wersję oświadczyn, więc nie widzę powodu żeby sie czepiać.
Fakt gdyby powstały dwie takie same wersje to prawdopodobnie znalazł by się inny temat do kłótni, na temat nowej adaptacji.
widzę zę dyskusja się rozwinęła!! :) Ja tez stwierdziłam że ten spacer jakoś dziwnie wygłąda-a tu niby wyznanie uczuć!!! Ale tak czy siak wolę zakończenie z 1995 roku-widać radość i uśmiech!! Zakończenie z 2005 - to na łące (czy co to jest) jest romantyczne ale brakuje potem jakiś oznak radości!!
Przyznam szczerze - nie oglądałam serialu z 1995 roku - nie mam jak - nigdy nie widziałam w telewizji, nie mam skąd go wziąć - a tak bardzo bym chciała zobaczyć... Ale spróbuję wypowiedzieć się w tej kwestii, choć nieektóre osoby mogą uznać, że nie mam nic do powiedzenia na ten temat. No więc... Ja uważam, że serial i film, to dwie różne rzeczy i... W serialu było więcej mozliwości do wiernego odwzorowania książki, było więcej czasu. A film... Film trwa dużo mniej i scenarzyści musieli jakoś pokazać wszystkie zawarte w książce emocje dodając różne inne sceny, które by to zobrazowały... Tak własnie sądzę. A jeszcze jedna sprawa co do filmu... Nie kończy się on tą scena, gdy Lizzie rozmawia ze swoim ojcem - jest jeszcze jedna, wycięta niestety z polskiej wersji.
film jest dobry nie pokochałam go tak jak serialu z 1995 roku ale bardzo polubiłam jedyną wadą filmu jest dla mnie naciągniecie go dla wspólczesnej widowni (szczegulnie amerykańskiej) serial bbc był zrobiony dla anglików oni doskonale wiedza jakie wtedy były normy i wszystko rozumieją zreszta ten naród taki poprostu jest( do tej pory wiele im tego zostało) natomiast film no cuż te niektóre zachowania bohaterów w tamtych czasach byłby nie do pomyslenia (co to wogle miało byc że Darcy lata w koszuli nocnej po wrzosowiskach ? A Jane Austen w grobie sie przewraca :)
Colina nikt nie pobije , jego Darcy był dumny i wyniosły a puzniej troskliwy i zakochany to widac nawet nie musiał tego mówić
Najgorzej w tej nowej ekranizacji było z Lizzy i to nie wina Keiry bo ona potrafiła by zagrac prawdziwa Elizabeth tylko rezysera ...ciagle chichotająca z mnią co ja tu własciwie robie? No i ta nora w której mieszkali na Boga to juz była przesada
Absolutnie podzielam Twoje zdanie. Dodam tylko jeszcze, iż kompletnie nie rozumiem opinii niektórych, jakoby Darcy-Firth nie okazywał emocji lub też emocje jego były niespecjalnie widoczne. Przecież on zachowywał się jak typowy anglik, z rezerwą i właśnie o to chodzi. To Bingley taki był, nie bał się okazywać uczuć, gdyż on wszystkim bezgranicznie ufał, być może dlatego, że nikt go jeszcze nie skrzywdził. Darcy natomiast, skrzywdzony nieraz, postawił na ostrożność. Chroni siebie, ale przede wszystkim chroni ludzi, których kocha. Dlatego właśnie rozdzielił Jane i Charles'a. A sam fakt, że nie skąpił środków, by odlaleźć Lydię i Wickham'a, nie musiał tego robić, jednak wiedził, że jeśli nie zrobi nic, to rodzina Bennet'ów zostanie potępiona i wykluczona z towarzystwa. Czy nie są to oznaki uczuć? Firth doskonale to przedstawił, wielkie brawa :)
Nowy pan Darcy. Zdecydowanie. Jak czytałam książkę nie mogłam sobie go wyobrazić. Jak obejrzałam film.... no cóż zakochałam sie w panu Darcym od pierwszego wejrzenia! Pozdrawiam!
Moim skromnym zdaniem to : Wiekszosc z was mowi, ze Mcfadyen stworzyl lepsza postac bo byl romantyczny i cierpial z milosci, hmmm coz, sam tytul mowi "DUMA i Uprzedzenie" a nie "Cierpiacy z milosci i Uprzedzenie" czy cos w tym rodzaju :P Colin Firth stworzyl moim zdaniem nie zastapiona postac bo byl dumny i okazywal ta tytulowa dume. Cierpial z milosci do Lizzy oczywiscie, ale tak, ze w jednym czasie jakby nie mogl scierpiec, tego, ze kobieta z takiej biednej rodziny mu sie podoba. W czasie oswiadczyn byl pewny siebie i ja obrazal, bo myslal, ze nawet jesli Lizzy go nie kocha to go przyjmie bo jest bogaty. Nie wiem, moze dlatego, nie moge scierpiec tej ekranizacji, bo duzo wczesniej przeczytalam ksiazke? I nie moglam, pozniej zliczyc zmian, Mcfadyena ktory byl naprawde moim zdaniem inny niz pan Darcy! Lizzy ktora moim zdaniem czasami zachowywala sie gorzej od Lidii! Ktora za przeproszeniem darla morde na pana Darcego! W ksiazce nie bylo takich scen oni sie tak nie zachowywali. Moim zdaniem ta wresja jest zbyt bardzo uwspolczesniona. Nie ktorzy mowia, ze jest bardziej romantyczna, coz, ja przy serialu zawsze placze i porywa moje serce, zwlaszcza na zakonczeniu gdy pan Darcy i Elizabeth wreszcie postanawiaja byc razem. Ale to juz jest zdanie moje a kazdy moze miec inne :) Pozdrawiam!!!
no cóż. Ja myślę że Darcy był jednak dumny. Szczególnie na pierwszym balu. Mi się yen film strasznie podoba. Ogladam go codziennie i nadal nie mam dość. :D
Całkowicie się zgadzam z wypowiedzią LeNy, również uważam,że lepsza była kreacja Colina Firth'a. A ze w całości popieram zdanie w/w koleżanki to nie będę powtarzać argumentów :))
Moim zdaniem to kreacja Colina jest lepsza. Książkowy Darcy jest na pozór dumny, pewny siebie (choć nie do przesady), typowy mężczyzna z wyższych sfer tamtej epoki. W głębi jednak znacznie przyjemniejszy. Pod wplywem milości do Elizabeth zaczyna okazywać również obcym tą samą delikatność, którą rezerwował wcześniej tylko dla najbliższych. Colin to wszystko pokazał. Najpierw pozorna pogarda dla Elizabeth,a z czasem jego oczy na jej widok nabierały blasku. Z reszta moim zdaniem Colin idealnie wpasował się w tamtą epokę! Macfadyen też był dobry, choć jego Darcy momentami sprawiał wrażenie ciapy i bardziej odbiegał od orginału z książki, ale i tak urok jego Darciego na mnie zadziałał. Więc nie moge powiedziec, ze Matthew był zły w tej roli, ale na pewno słabszy od Colina.(Choć po pierwszym oglądaniu serialu myślałam odwrotnie)
Przyznam, ze najpierw widziałm film, potem czytałam książkę, a skończyłam na serialu. I film i książka i serial zrobiły na mnie duże wrażenie. Pan Darcy wydał mi się mężczyzną idealnym.
A Colin jako DArcy śni mi sie po nocach! ;)
nie nie to oba Darcy z 1995 i 2005 roku są na równym poziomie.
oboje zagrali wyśmienicie. Obydwoje mają w sobie to coś co przyciąga do ekranu. I z nimo obydwoma Dume i uprzedzenie można oglądać kilkanaście razy na okrągło:)
Ja zdecydowanie wolę pana Darcy'ego w wykonaniu Matthew MacFadyen. Według mnie bardziej pasuje do tej roli. Nie tylko ze względu na wygląd i na charakter. W większości jego filmów jest spokojnym, przystojnym, poważnym i zachmurzonym mężczyzną. Oczywiście Firth też jest dobry ale zdecydowanie wolę Matthew ;)
Pozdrawiam :)
Matthew MacFadyen - uwielbiam go! Wspaniale zagrał w ogóle ta twarz i cała postać.... jedno moge stwierdzić: ma w sobie to coś!! Gdy oglądałam DiU to nie mogłam oderwać oczu od niego, gdyby taki mężczyzna mieszkał w Polsce i w dodatku niedaleko mnie....... Cóż marzenia, ale Matthew można zawsze obejrzec- DiU to moj ulubiony film! Książki jeszcze nie czytałam ale mam wielką ochotę i myśle jakby ją tu skombinować....:))
Elizabeth Bennet jak możesz się wogóle wypowiadać w tej kwestii jeśli nawet sama przyznajesz, że serialu nie oglądałaś? Nie, że się czepiam ale sądzę, że akurat tutaj nie możesz nic dodać chyba, że oglądniesz serial, jednak myślę, że jesteś już tak nastawiona, że od razu będziesz uważała, że aktorzy w serialu są beznadziejni.
Pff.
Bo są RACZEJ beznadziejni.O wiele gorsi niż z filmu.
I wiele osób chyba się ze mną z godzi.
Nie ale serio film jest przepiękny, malownicze krajobrazy, barwni aktorzy i humor.
Pff.
Raczej ci są beznadziejni i nie oddają prawdziwych książkowych postaci.
I wiele osób się ze mną też zgodzi.
To samo mogę powiedzieć o serialu co ty o filmie. Więc nie będę powtarzać.
i kolejny raz muszę się zgodzić z Leną, aktorzy grający w serialu byli o niebo lepsi od tych filmowych, wywołali u mnie te wszystkie emocje jakie odczuwałam podczas czytania książki. W jednej z poprzednich odpowiedzi przeczytałam ze w serialu nie widać emocji bohaterów co jest w pewnym stopniu prawdą, ale o to chodziło ludzie wtedy nie byli wylewni (co jest dostrzegalne u anglików do tej pory). Dalej... jeśli chodzi o aktorów, moim zdaniem Colin Firth doskonale wcielił się w rolę pana Darcy'ego, kiedy trzeba był dumny i wyniosły by w miarę rozwoju sytuacji pokazać inne swoje oblicze, ciepłego i zakochanego mężczyzny. Natomiast Darcy MacFadyena, wydał mi się trochę ciapowaty, za bardzo rozmarzony jak na postać którą miał zagrać. Podobnie Lizzy - Keira Knightley, choć lubię aktorkę wogle mi nie pasowała do roli cały czas roześmiana nie miała tej powagi i manier co Jennifer Ehle, zachowywał sie gorzej niż Lidia, szczególnie mnie denerwowały dwie sceny 1. scena oświadczyn - gdzie filmowa Lizzy drze sie na Darcy'ego jak bazarowa przekupka, 2. scena w której Lizzy otrzymuje list o Jane informujący o ucieczce Lidii - maże sie jak rozkapryszone dziecko, tu pragnę przypomnieć ze w tamtych czasach ludzie byli bardziej introwertykami, wiec raczej nie do pomyślenia było by biegać po pokoju pełnym ludzi rycząc:) Pozdrawiam LeNę, bo jak zauważyłam mamy podobne zdanie na ten temat i obie lubimy Bollywood:)
Czytając książkę wyobrażałam sobie Lizzie jaką piękną kobietę.
A tu w serialu widzę taką brzydotę. To co ja mam powiedzieć o serialowej(1995) Jane, która jest podobno ładniejsza od Elizabeth a w tej wersji jej uroda jest..jak by to określić katastrofalna.
Dla mnie zdecydowanie lepszym Darcym jest Macfedyen. Nie chodzi tylko o to, że jest przystojniejszy od Firtha. Po prostu czytałam książkę i nie wyobrażam sobie innego Darcy'ego. Chociaż faktem jest że obaj zagrali świetnie, a różnice biorą się pewnie z tego, że każdy z nas postrzega Darcy'ego inaczej. A co do chwytów "pod publiczkę" jakim dla niektórych jest scena na wrzosowisku, odświeżam pamięć i przypominam scenę serialową z wyjściem Pana Darcy'ego z jeziora. Jak się ma atuty ( a obaj aktorzy je mają) to się je pokazuje:)
No tutaj masz rację, ale tak czy siak scena na wrzosowisku odebrana byłaby w tamtych czasach jako celowe spotkanie się dwojga kochanków którzy chcą pobyć sami dla wiadomych celów. A w serialu co do tego nikt się nie może przyczepić ;P
Wiem, że "Duma i uprzedzenie" z 2005 jest trochę za bardzo współczesna, ale to dodaje filmowi "pazur". Mimo wszystko ta "bardziej nowoczesna" wersja podoba mi się bardziej i grający w niej aktorzy bardziej mnie przekonują. Zdecydowanie dla mnie lepszy jest Macfadyen, ale to temat niezwykle sporny. Jest w nim więcej szczerości, może trochę mniej dumy, czasem trochę rozkojarzenia- dla mnie idealny Darcy.