Film zrobiony jakby po najmniejszej linii oporu, tak prosty jak to tylko możliwe, z aktorstwem sprowadzającym się właściwie tylko do recytowania kwestii... I jest znakomity.
Chyba "linii najmniejszego oporu". :P Sam mam z tym problem. :P
Prawdopodobnie dziś jeszcze obejrzę i ocenię, ale szczerze wątpię, by ta "linia oporu" była wynikiem przypadku, czy braku umiejętności Fassbindera - zapewne jest raczej świadomym wyborem artystycznym (zwłaszcza, że Fassbinder nakręcił już przecież wcześniej "Miłość jest zimniejsza niż śmierć" i dwie naprawdę dobre krótkometrażówki, których o "linię najmniejszego oporu" bym nie posądził). :P
Aktorstwo to nie tylko "recytowanie kwestii", ale także pozy (zapewne kierowane przez Fassbindera) i gesty, a forma - bardzo wyszukana, całość opowiedziana za pomocą nieruchomych ujęć, często - wydawałoby się - źle kadrowanych (ale jest to zapewne zamierzone), z przewijającym się refrenem "muzycznym" (para osób idzie uliczką przed blokiem w stronę kamery - w różnych układach osobowych). Fajny film. Tzn. jak z większością filmów Fassbindera tak i z tym mam taki problem, że mam wrażenie, że mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie tworzył swoich filmów w tak zastraszająco szybkim tempie. :P Z drugiej jednak strony - zarówno w tym, jak i innych filmach w ogóle tego tempa nie widać - całość wydaje się być przemyślana w najdrobniejszych szczegółach, planowana miesiącami i wielokrotnie powtarzana. Ot, taki paradoks kina Fassbindera. :P