W przypadku ekranizacji zawsze można powiedzieć, że idea autora została spłycona, skrócona, wypaczona itd. dla potrzeb filmowego scenariusza. Ale cóż zrobić, jeśli współscenarzystą i zarazem jedną z producentek jest sama autorka ? Niestety, tak właśnie wyglądała jej wizja - trzeba przyznać. W tym filmie, mimo usilnych prób, nie udało się twórcom ukazać jakiejkolwiek głębi przeżyć bohaterki. Jest ona raczej wystawiana na pośmiewisko. Intryga jest mocno skomplikowana i zawiłą, trzeba przyznać, że mało przewidywalna, co jednak nie oznacza od razu, że dobra. Jedyne, co ratuje ten film, to aktorstwo. Główne postacie zostały zagrane bardzo przyzwoicie, dotyczy to zwłaszcza ról męskich. W końcówce filmu pojedynek (w jednej ze scen nawet dosłowny) dwóch angielskich gentlemenów (?) robi się naprawdę ciekawy. Grant i Firth stworzyli osoby o przeciwstawnych charakterach, sposobach bycia i podejścia do życia. Do samego końca nie wiadomo, który ostatecznie okaże się tym dobrym, a który złym. Choć sam happy end jest mało oryginalny.