Dziwne mam odczucia po oglądnięciu tego filmu. Na pewno oglądało mi się go bardzo przyjemnie, a czas zleciał jakby w ogóle go nie było.
Nie będe jednak pisał i na siłe szukał tony ukrytych znaczeń po to żeby przekonać sam siebie że był to film niesłychanie genialny, wielowarstwowy etc.. Bo tak naprawdę nie był. Bynajmniej nie świadczy to jednak o jego brakach. Czasy dzieciństwa i pierwszych miłości mam już dawno za sobą. I chociaż tak jest to dobrze to pamiętam. Wspaniale wspominam.
Nie wiem dokładnie dlaczego ale po obejrzeniu owego filmu pozostał w pamięci mi ten zcięty jawor..
- "Big ugly tree" (jak go określił ojciec Bryce'a) czy może "Jewel of the neighbourhood" (jak powiedział ojciec Juli)
W moim odczuciu każdy ma takie swoje "drzewo". I chociaż bardzo często się zdarza, że przez błędy swojego życia je traci nigdy tak naprawdę nie jest za późno aby ponownie je zasadzić..
Z mojej strony polecam.