nie lubię za bardzo horrorów, choć po świetnym "egzorcyście", rewelacyjnym "lśnieniu", bardzo dobrych "innych" i całkiem przyzwoitym "ringu" zaczęłam łaskawiej patrzeć na ten gatunek. zachęcona dość pochlebnymi recenzjami z nadziejami zabrałam się do skonsumowania filmu.
a tu co? lipa, moi państwo.
nudnawe to, ciągnące się jak makaron, no i to fatalne zakończenie. postaci emily i księdza są wprost tragicznie zbudowane. ach, w życiu nie widziałam tak nie umiejętnie zbudowanego napięcia (drzwi skrzypią... uuu...). twórcom filmu przydałaby się mała powtórka z Hitchcocka.
jest też kilka plusów, żeby nie było. niezłe sceny opętania, trzeba to przyznać. wspaniale ukazana atmosfera w domu emily i jego okolic (głęboka prowincja, zamglone pola etc.) no i laura linney trzyma fason, choć w ostatecznym rozrachunku "egzorcyzmy..." pozostają czymś niewiele wartym.
bo horror jest jedynie dlatego, że mówi się w tym filmie o zjawch, duchach, omamach, demonach, ale tak naprawdę nic strasznego nie ma...
Dlatego mimo wszystko ja nie wstawiałbym Egzorcyzmów E.R. do szufladki z horrorami. A już całkowitym nieporozumieniem jest pisanie, że to "rewelacyjny horror", dobrze że nie dodają "w swoim gatunku" bo to by było już w ogole...
bo jego najważniejszym celem nie było przerażenie widzów... ja przynajmniej doszukałam się zdecydowanie głębszych treści