1. Śmieszna akcja w fabryce. Drzwi się zacięły. Kierownik każe Samowi tam włazić. On włazi i nagle nie ma nikogo w pobliżu. . System informuje, że w komorze wykryto żywą tkankę, ale nic ponad to. Sam się smaży, ludzie się pojawiają i próbują otworzyć komorę (siłą!). Brak przycisku "stop". W ogóle to czego się spodziewał Sam? Wlazł do środka, żeby usunąć przeszkodę (niebieską europaletę?) i nie domyślił się, że drzwi mogą się domknąć? Głupiutkie.
2. Przekombinowany ten pomysł ze zgrywaniem danych z głowy do głowy. A wystarczyło użyć pendrive.
3. Finałowa akcja, zgrywanie danych i nagle zonk! Ostrzeżenie, że gospodarz danych może tego nie przeżyć. - no niesamowity zwrot akcji. I jaki spójny.
4. Przez ostatnie 20 minut filmu brak droidów.
5. Mistrzowska gra aktorska Spidera. Śmiechu warte!
Fajne efekty i temat filmu, ale mogłoby być mroczniej.
5/10.
"Cały świat ma możliwość zamieszkania na Elizjum" - przecież wszyscy by się tam nie zmieścili, i po chwili było by tak jak na Ziemi, czyli sam nie ład. Co do filmu to zakończenie fatalne, mogło zostać rozbudowane o kilka aspektów. Oceniam ten film na na naciągane 7, ponieważ nie był zły aczkolwiek gdyby nie było dobrych efektów specjalnych dałbym 6.
Agent wariat strzegący przestrzeni powietrznej wokół olbrzymiej stacji kosmicznej.Skoro mieli taką technikę by wybudować stację to uzbrojenie jej byłoby sprawą nadrzędną zważywszy na to co się działo na Ziemi. Poza tym główny bohater...idiota.
To, że Elizjum nie było w ogóle uzbrojone, jeszcze dałoby się jakoś wyjaśnić. Mieszkający tam ludzie byli "oderwani od rzeczywistości" i chyba nie mieli pojęcia, co się dzieje na Ziemi. Rząd za wszelką cenę chciał utrzymać tą nieświadomość. A stacji nie bronił tylko jeden agent. Było ich kilku, choć później ich odwołano, by nie zabijali przybywających statków. Wtedy Elizjum nie miało żadnej obrony - niby bezsens. Jednak, gdy obcy statek się zbliżał, uznawano to jako atak terrorystyczny, kontrolę przejmowała Jodie Foster, a ona na ten czas mogła znowu powołać agentów. Więc po co to odwoływanie agentów, jak i tak można było ich zatrudniać, podczas zagrożenia?
Tutaj nawet nie chodzi o świadomość mieszkańców Elizjum o zestrzeliwaniu statków z uchodźcami. Taka stacja kosmiczna powinna być uzbrojona choćby na wypadek agresji innych państw czy ataku terrorystycznego.
1. Faktycznie mógł włożyć coś między drzwi. Do tego na innych ujęciach widać duży czerwony przycisk na panelu kontrolny od drzwi - ciekawe do czego służy ;)
2. Nie zgadzam się. Mimo postępu techn. mózg dalej spokojnie może mieć większą pojemność niż pendrive i do tego bez twojej wiedzy nikt ci go nie zwinie i raczej go nie zgubisz.
3. Kiedy pierwszy "obywatel" zgrywal sobie dane do głowy to wybierał opcje zabezpieczenia danych przed uruchomieniem. Podczas filmu kilka razy się to przewijało że przy uruchomieniu programu nadawca zginie. Chociaż mi się wydawało że w opcjach ochrony danych był zaznaczony paraliż a nie śmierć.
4. A powinno być ich multum i do tego nikt nie zwrócił uwagi na nadlatujący statek z uzbrojonymi imigrantami.
5. Spider nie był taki zły. Przynajmniej nie było jasno określone czy jest dobry czy zły. Ale za to na Krugera nie można narzekać :D
2. Za dużo informacji jest szkodliwe dla mózgu (Efekt motyla), a nowoczesne pamięci mogły być niewyobrażalnie pojemne. Poza tym taką pamięć można wszczepić w człowieka (Maksowi wszczepiono tylko port umożliwiający zgranie danych z jego mózgu).
3. Rzeczywiście i na pewno wybrał opcję śmierci.
4. Może byli tak zaaferowani pierwszymi gośćmi, że nie mieli już czasu dla kolejnych ;)
5. Sama postać nie jest zła. Chodzi mi raczej o aktora.
1. Może zdawali sobie sprawę o tym przycisku ale może on otwierał drzwi bez wyłączania systemu czym otwarcie drzwi mogło skutkować napromieniowaniem większej ilości osób :D
6. Jeszcze jedno. Agent-wariat "zakochuje" się w Frey i chce opiekować się jej córką (haha) - motyw ten służył scenarzystom, tylko temu, by jakoś zaciągnąć ją i córkę na Elizjum. Tam śmieszny zwrot akcji po odtworzeniu twarzy wariata: "Miałem uleczyć twoją córkę, a teraz dopilnuję, żeby nigdy nie została uleczona!".
Nie wierzę w to że się zakochał. Raczej wziął ją do negocjacji z głównym bohaterem. Jednak bez problemu zaciągnął go na statek a pannę zostawił do gwałcenia itd. To raczej była jego "żona na jedną noc". Psychopaci czasem zdolność chwilowego przywiązywania się żeby po chwili kompletnie coś olać. Tzn. podobno... tak słyszałem ;)
O niebiosa! Nie jestem sama w tej ocenie ;) Film zapowiadał się ciekawie, pomyślałam, no nareszcie doczekałam się.... no i się doczekałam.
Wymiękłam przy drodze rannego bohatera do szpitala, do którego wejść nie mógł, bowiem ścigany był. Szedł, szedł, szedł i szedł... w tej ko(s)micznej zbroi, później było już tylko gorzej i nudniej, trochę fajerwerków, w sytuacjach ekstremalnie napiętych bohaterom zbiera się na (jak ja to nazywam) "amerykańskie przemówienia" i kaniec filma...nawet Damon nie przekonał mnie do tego filmu ;p
Te wszystkie "zonki", które wymieniłeś jakoś niespecjalnie mi przeszkadzały (choć system, który wykrywa żywą tkankę w komorze i kontynuuje pracę musi być jakiś felerny), ale najbardziej nie podobało mi się główne założenie w scenariuszu, które napędzało ten film. Stacja orbitalna dla bogaczy - ok, to jeszcze przejdzie, ale umieszczenie na niej cudownej maszynki leczącej wszelkie choroby to już przegięcie. Nie chodzi mi o to, że taka maszynka występowała w filmie. Nawet w "Incepcji" była cudowna maszynka do "współśnienia". Ale skoro istnieje technologia, to dlaczego nie umieścić takiej maszynki w szpitalu na Ziemi. Samolubni ci bogacze, nie ma co. No ale skoro takie z nich świnie, to dlaczego nie można ukraść technologii i zbudować sobie taką maszynkę samemu. Skoro androidy były produkowane na Ziemi, to nie wierzę, że cokolwiek innego było produkowane w tym kosmicznym raju. A więc skoro mamy na Ziemi technologię, materiały i środki do produkcji to dlaczego wysyłamy cudowne maszynki do nieba, a sami się potem zastanawiamy jak się do tego nieba dostać, żeby móc z tej maszynki skorzystać. I to dla mnie była największa wada filmu. Resztę w postaci efektów, akcji, gdy aktorskiej oceniam na +.
Te maszyny leczące ludzi tłumaczę sobie w ten sposób że do pracy używały np. jakichś rzadkich pierwiastków ( w sumie jak odbudowywały człowieka to głównie używałyby węgla, wody, żelaza, trochę cynku...). Ale może do budowy maszyny były potrzebne rzadkie pierwiastki i jakaś super mega technologia. To tak jak z samochodami Bugatti. W sumie możesz się dowiedzieć, gdzie i jak je robią ale i tak tego nie zbudujesz bez duuużej ilości kasy i specjalistów.
Ale te maszyny zapewne produkowano na Ziemi. Stacja wyglądała jak luksusowa wyspa, gdzie masowo produkowano co najwyżej drinki. Sprzęt do produkcji tego cuda, specjaliści i materiały były na Ziemi. Nawet jeśli oficjalni specjaliści odmówiliby współpracy to podejrzewam, że znalazłaby się kupa chętnych, którzy zaangażowaliby się w projekt. Poza tym gdyby byłaby to taka cudowna rzecz to prędzej czy później kilka znalazłoby się poza oficjalnymi listami. Tak jak kradzione Bugatti ;)
Kradzione Bugatti ciężko zarejestrować i łatwo znaleźć. A proces produkcji nie musi być ciężki do ukrycia (patrz przykład - receptura coca coli).
A teraz przegięcie z mojej strony - można zrobić założenie że ta maszyna działa tylko poza Ziemią. Przez pole magnetyczne albo coś innego. Z tym już nie można się kłócić ;P
Ale w ten sposób to możemy sobie tworzyć już bajki jakie nam się żywnie podoba. Nawet takie, że maszynki były chronione zaklęciami nałożonymi przez magów z Marsa. W filmie pokazano jedynie, że takowe urządzenia istnieją i że są cudowne, że hej. Nie było podanego żadnego sensownego uzasadnienia, kóre tłumaczyłoby brak ich na Ziemi. Po prostu "bo nie!".
Nie powiedziano "że nie" ale wiadomo że tylko tam są, a magowie mogli być z Saturna. I dlaczego magowie? Ja obstawiam wiedźmy ;) Pozdrawiam - to powinno wyczerpać temat.
Mnie zszokowały wręcz dwa absurdy. Operowany koleś, ogromna ingerencja w ciało - nawet nie zdjęli mu brudnej koszulki. To samo robi z resztą pani pielęgniarka gdy główny bohater zostaje ranny. Na stałe miał tę koszulkę mocowaną czy co?
I absurd numer 2. Do zestrzelenia statków z imigrantami zostaje oddelegowany specjalny agent z zaburzeniami psychicznymi, który rozwala 2 statki będące już w kosmosie strzelając z powierzchni Ziemi. Po zobaczeniu tego wyrwało mi się soczyste "co kwa?". Argument, że Elizjum nie było samo z siebie uzbrojone jest marny, tym bardziej że na Ziemi mają całą centralę przerzutu imigrantów.
Kwiatki takie jak zaledwie jedna osoba ranna po wybuchu granatu w zamkniętym pomieszczeniu przemilczę, bo za dużo tego.
No i to przesłanie - Lenin byłby dumny.
Ogólnie film znośny, ale zawiódł okropnie moje oczekiwania.
Jedna z największych głupot:
Na samym końcu, kiedy wszyscy stają się obywatelami Elizjum, droid odmawia wykonania rozkazu prezydenta i zaaresztowania Spidera tłumacząc, że nie może zaaresztować obywatela Elizjum. Coo? Znaczy się obywatel Elizjum może kraść, palić, gwałcić, zabijać i nikt go nie może zaaresztować bo ma immunitet, nawet z rozkazu prezydenta? Wyczuwam brak sensu.
Pomijając automatycznie wysłanie statków po wszystkich chorych na Ziemię... Facepalm.
Jeszcze sytuacja z tajnym agentem, któremu wyrywa pół twarzy granat z bardzo bliskiej odległości. Wygląda na zabitego, ale co tam rekonstruują go i przywracają do życia, a jak umiera główny bohater to już go nie mogą przywrócić do życia??? Trochę bez sensu.
Akurat (jak sam z resztą zauważyłeś) Kruger cudem nie umarł tylko rozwaliło mu twarz. Mózg był jeszcze wciąż sprawny. Główny bohater za to na końcu umiera, być może ta maszyna akurat nie ma możliwości reanimacji.
Można ewentualnie się spierać czy ktoś, komu granat urwał 70% twarzy może zostać przy życiu. ;)
spider powiedział maxowi, że po zgraniu informacji z mózgu, żadna maszyna go nie uleczy! oglądaj uważniej!
zgadzam się z tymi punktami ale mimo wszystko nadal uważam że to kawał przyzwoitego filmu.