W kinie trzymał mnie w napięciu cały czas, te niecałe 2 godziny zleciały momentalnie. Ale co z tego?
Pomimo braku nudy, tutaj kompletnie nic się nie klei. Kamera lata, przeskakuje co ułamki sekund, często w najmniej
odpowiednim momencie.
Fabuła nie jest taka zła, gdyby nie te drętwe postacie i dialogi, Kruger? Przesadzony, niesmaczny, śmieszny. Nie było
w tym filmie bohatera, którego dało się polubić. Chociaż na chwilę, bo akcja pędzi jak oszalała i nie można było się
na niczym skupić.
Elizjum to typowe amerykańskie sci-fi- wszystko piękne, ale puste. Błąd logiczny goni błąd logiczny. Twórcy nie
wiedzą chyba, że akcja smakuje o wiele lepiej, gdy jest czymś uzasadniona. A tutaj w niemal wszystkim brak sensu.
Główny bohater przez swój idiotyzm, w idiotycznej sytuacji, rozwala część Elizjum, zabijając przy tym sporo ludzi i co? I
nie czuje się z tym źle? Bo w międzyczasie okazuje się, że uratuje całą ludzkość? Naprawdę, to wszystko wynikło z
napromieniowania, bo musiał odsunąć skrzynkę?
To okazuje się jeszcze głupsze, gdy to piszę. W końcu, nie widzę wspaniałych efektów, które zmąciłyby mi umysł.