Nędza, nędza, nędza. Plus ciekawe efekty specjalne i świetna Jodie Foster. Jako bezwzględna pani polityk była wcięcej niż przekonująca. Do tego jeszcze na Matta można było popatrzeć. Ale generalnie bardzo słaba fabuła. Jeśli nawet postaramy się kupić bajeczkę o przeludnieniu, to dalej nie będzie nam wcale łatwiej. Oprócz nieścisłości o których mowa w innych wątkach, chciałabym zwrócić uwagę na końcówkę filmu, w której wskutek interwencji głównego bohatera na przeludnioną ziemię ląduja kapsuły uzdrawiające ludzi w takim stopniu, że czynią ich niemalże nieśmiertelnymi. Nieśmiertelność - piękne rozwiązanie "problemu przeludnienia".

Swoją drogą wiadomo, że w rzeczywistości żadnego przeludnienia nie ma, a za sto lat na pewno też nie będzie. Są to kity które wciska się ludziom, którzy nie potrafią nawet przeliczyć ilości mieszkańców Ziemi na ilość dostępnych metrów kwadratowych, albo po prostu rozejrzeć się wokół siebie by dostrzec, że miejsca jest pod dostatkiem.

A już w końcówce, kiedy bohater jest na chwilę przed śmiercią a w tle gra muzyka analogiczna jak w trakcie śmierci Russela Crowe'a w "Gladiatorze" (tyle że tam Russel odchodził na drugą stronę a tutaj w zwolnionym tempie biegnie faworyta Matta ze swym dzieckiem) , twórcy przeszli samych siebie. Zamiast wzruszenia, śmiałam się do rozpuku z tej mocno słabej analogii.