Na początku wydawało się, że może to być niezłe "chłopackie" kino, polane smakowitym sosem
efektów specjalnych. Ale jak mniej więcej w połowie filmu ziewnąłem po raz pierwszy, a chwilę
później było już jasne, jaki los czeka głównego bohatera, to nie pozostało mi nic innego, jak
ziewać dalej, z przerwami na zerkanie na zegarek.
Postacie bezbarwne (Jodie "surowa mina" Foster), banalna fabuła, ckliwy finał ... zieeeew.
Poszedłem na ten film bo akurat nic lepszego nie grali. Lubię filmy z Matt'em, lubię SF więc dlaczego nie?
Zawiodłem się całkowicie, film nudny, bez polotu, przewidywalny pod każdym względem i do tego BEZSENSOWNY. Jasne, przekaz ma, ale bądźmy szczerzy, nie po to chodzimy do kina, żeby doszukiwać się na siłę przekazu.