Wszystko wskazywało na to, że będzie to udany a nawet bardzo udany film [patrz poprzednie dokonania reżysera]. Niestety: typowe pułapki czyhające na film rozsadziły ten obrazek od środka. Z fabułą jak ze zjazdem z górki [i to bez trzymanki]: dobry początek, nijaki środek i fatalna końcówka. Plus niezrozumiały i sztuczny dubbing nałożony na usta aktorów - tu ofiarą pada sama Jodie Foster - sztywna i zestresowana. Sharlto Copley jak zwykle pięknie szalony, ale i chwilami przerysowany i groteskowy. Za to wielki plus dla Matta Damona. Jako jedyny rzetelnie wypełnił swojego bohatera emocjami w które po prostu da się wierzyć. Bęc, pies pogrzebany. Nie uratowało to filmu. Poczekajcie spokojnie na DVD.