Ta interpretacja Emmy jest dowodem zauważonego przeze mnie trendu we współczesnym kinie, który cechuje brak szacunku do widza i subtelności. Jane Austen z subtelności jest znana, film ten natomiast dramatyzuje najpiękniejsze momenty powieści poprzez zabiegi takie jak krew z nosa, ekspresywne kłótnie, czy agresywne zatrzymanie powozu przez Pana Eltona. Nie potrafi tego zrobić poprzez półgesty i półsłowa, dlatego, w mojej skromnej opinii, na tym traci. Czy w dzisiejszych czasach nie można opowiedzieć historii romantycznej bez pocałunków? Nie mam nic przeciwko pocałunkom na co dzień, natomiast świat powieści Jane Austen nie jest światem dotyku, a spojrzeń, słów i domysłów.
Dodatkowo niepotrzebne są stricte komediowe ujęcia, np. równoczesne obracanie głów przez bohaterów, etc. Austen była mistrzynią ilustrowania komedii poprzez same postacie - ich charaktery, niedorzeczności i niezręczne manieryzmy. Film zaś robi z tego studium kobiecej dumy film stricte komediowy.
Drugi trend, za którym nie przepadam we współczesnej kinematografii jest nieumiejętność ekranizacji energii męskiej i żeńskiej. Kobiece postacie pokazuje się albo męsko, albo dziecięco, a męskie postacie zazwyczaj wyłącznie dziecięco i niedołężnie. Pan Knightly w tej wersji Emmy jest dramatycznym, rozemocjonowanym chłopcem, o uczuciowej głębi nastolatka. Nie dorasta do pięt swojej książkowej wersji - mężczyźnie opanowanemu, męskiemu i uziemionemu, który za nikim nie latał po łąkach i miał szacunek zarówno dla innych jak i dla siebie.
Bill Nye, jako Pan Woodhouse, również nie trafił w moje gusta. Był zdecydowanie za twardy, za żywy i za spostrzegawczy, w porównaniu do swojego książkowego wzorca.
A najbardziej chyba mi przeszkadza, że film ten nie zrozumiał przekazu powieści. Sam fakt, że Emma poszła do Pana Martina przeczy rozwojowi jej postaci. Większość kłopotów matrymonialnych powstało w tej historii przez zadufaną w sobie i przeceniającą swoje możliwości poznawcze chęć do swatania Emmy, oraz jej mieszanie się w nie swoje sprawy. Idąc w filmie do Pana Martina zaprzeczyła rozwojowi swojego charakteru, po raz kolejny wtrącając się w związek swoich bliskich.
Z przykrością patrzyłam na to, co film zrobił z moimi ukochanymi postaciami oraz autorką, wobec której mam taki szacunek. 1/10