Długo czekałem na ten film, jako że jestem fanem tego typu zjawisk meteorologicznych. Niestety film jest naprawdę bardzo przeciętny. Na uwagę zasługuje tylko bardzo dobra oprawa audio-wizualna, i tylko z tego powodu daję 5/10.Tornada robiły wrażenie. Reszty nie ma co komentować.Wiadomo, to film katastroficzny, ale już scena na początku dotycząca relacji tata-synowie uświadomiła mnie, że nic z tego nie będzie. I ten durny pomysł, że wszyscy wszystko kręcą.Co to za moda?Wielka szkoda.
Zgadzam się z Tobą całkowicie. Bohaterowie są bardzo schematyczni swoją drogą. Do tego te wyznania "na przyszłość" przed kamerą, a potem pokazanie pod koniec zmiany tych ludzi. Serio, nie potrzebowałem tego, żeby zrozumieć jak takie przeżycia zmieniają człowieka. Twórcy filmu rzucają prosto w twarz wszystkie elementy, żeby ktoś się czasem nie musiał głowić. Jako kino rozrywkowe całkiem fajne, miło mi się to oglądało. Nie nudziłem się, to głównie zasługa efektów specjalnych. Z drugiej strony, wszystkie momenty z tornadami zobaczycie w zwiastunie. Serio, możecie obejrzeć sobie każde tornado powstałe w filmie na YouTube. :D Jak będzie w TV, to pozycja obowiązkowa. Jeśli chcecie iść na to do kina, to poważnie się zastanówcie, czy nie lepiej wydać kasę na jakiś film w Biedronce.
No tak, ale właśnie to w KINIE te efekty zrobią największe wrażenie a nie przed TV czy na kompie na DVD. Sorry, ale właśnie jeżeli film nie ma zaoferowania nic prócz efektów, to tym bardziej powinno się iść do kina na niego, niż czekać na wersję telewizyjną czy DVD. Bo wtedy można dostrzec najlepiej największą zaletę danej produkcji. Takiego wrażenia przed nawet najlepszym TV się nie będzie miało, jak w kinie przy takim dużym ekranie i udźwiękowieniu. Więc nie zgadzam się że nie warto iść do kina. Jak ktoś lubi efekty i dla efektów- warto. Wyda się tyle samo kasy albo nawet dużo mniej za bilet niż za płytę DVD a obejrzy się w dużo lepszym formacie a w TV to nie wiem kiedy to będzie leciało, ale na pewno dłuugo się poczeka.
Jeżeli ktoś obejrzy ten film tylko w domowym zaciszu, to zupełnie będzie rozczarowany.Wiadomo, w kinie każdy film robi lepsze wrażenie.
Co to za pomysł był w ogóle? Albo te ostatnie wyznanie do kamery tej parki.Kogo to miało poruszyć?
Uwaga, będą spoilery. Najlepsze na końcu jak Pete zginął, ten ojciec podchodzi do babki i mówi "przykro mi", po czym dzwoni telefon, a ona ma na wszystko wy***ane i śmieje się. Rozwaliła mnie ta scena. :D
też była zajefajna scena, jak próbowali uszczelnić tą przeciekającą rurę :D OMG Co oni chcieli zatkać, skoro później się okazało, że ta rura jest nad nimi z 5 metrów.Oczywiście brat wpadł na genialny pomysł.Dobrze, że im nie zrobił większej krzywdy,
A no bez kitu. Mnie to zirytowało, głupia tępa bezduszna LORI!! :/ Jezu, ta aktorka wszędzie jest taka sama, idealnie pasuje do roli niezbyt inteligentnych chłodnych bab.
Dokladnie, efekty wizualne genialne, fabula I gra aktorska nijaka. Trzeba przyznac jednak ze ognisty twister czy oko cyklonu byly pierwszej klasy. Ogladalem film dla efektow I to otrzymalem. Niestety przydlugie nudne sceny dialogowe psuly wszystko. Co do twistera, fakt, ten film nie mial duszy.
Twister mimo,że leciwy, to zawsze z chęcią do niego wracam.Gdyby był nakręcony w dzisiejszych czasach, to z tą fabułą i z tą grą aktorską, podkręcony współczesną techniką ojjjjjjjjjj byłby niesamowity.
Właśnie. Nie miał duszy.
Nie to co Twister
"Leć Dorotko, leć" albo gdy na obiadku u cioci pada tekst: "czy ktoś spotkał piątkę" i mina jaką miał wtedy niepoprawny wesołek Dustin patrząc na Jo.
Niestety Epicentrum poszło ścieżką Godzilli - czyli Natura wyszła bajecznie, wątek ludzki to kpina.
Banał, stereotypy, bezpieczne, wykorzystane w pierdylionie innych filmów wątki rodzinne doprowadzające do szału.... bezdenną nudą i wtórnością. W Godzilli była to biała, atrakcyjna rodzinka, poprawni do bólu żołnierz z pielęgniarką, tu mamy oklepany wątek białej szanowanej rodzinki ze śmiercią w tle i sfochowanymi gówniarzami (obowiązkowo to matka nie żyje - całkiem niedawno oglądałam jakiś film z identycznym motywem), którzy oczywiście w obliczu niebezpieczeństwa stają się sobie niezwykle bliscy i wszystko sobie wybaczają.
Śliczna pani naukowczyni? Było.
Idiota, hedonista, szkolny pyszałek? Było
Gówniarzeria nie słuchająca starszych, którzy potem muszą ją ratować? Było.
Chłopak zakochany w atrakcyjnej, mądrej szatynce i dokonujący dla niej cudów - ona oczywiście jest poszkodowana? Było (choćby i w Pojutrze, nawet panna miała ranę na nodze - i też byli w wodzie)
Opętany swoim celem dupek, który na koniec ginie dokonując heroicznego czynu? Było.
Z rozrzewnieniem wspominam Dzień Niepodległości, gdzie bohaterami byli Murzyni, Żydzi i biali, facet od kablówki, pilot, striptizerka, prezydent USA, rozwodnicy, małżeństwo, alkoholik, dziadek, konkubinat, jedni żyli w Białym Domu, inni w biednym kamperze. Wychodzi na to, że od tego czasu twórcy blockbusterów poszli w bezpieczne, białe rodzinki najczęściej z uroczymi, acz głupiutkimi dziecioczkami (jak 2012, Godzilla, Pojutrze, World War Z, Battleship).
Przy czym jeszcze dobre dialogi i aktorstwo potrafią sprawić, że mimo wszystko dopinguje się bohaterom - jak w Pojutrze Dennisowi i Jake'owi. Tu miałam wyj*bane, dla mnie wszyscy mogli zginąć. Pffft
Głupi był ten film, nie uratowały go nawet tornada. Żałuję, że na niego poszłam, tylko zmarnowałam kasę :(
PS. Richard Armitage musi mieć duży kredyt do spłacenia, że się zeszmacił w czym takim :)