Przez pierwsze pół filmu wydawało mi się, że oglądam "Gwiezdne wojny" w wersji fantasy. Potężni rycerze wybicie przez zdrajce, który przeszedł na stronę zła. Księżniczka co wykrada coś tam z rąk złego. To coś trafiające do biednego farmera wychowywanego przez wuja. No i oczywiście Ben Kenobi w wersji fantasy. Nie czytałem książki, ale scenarzyści oglądali "Gwiezdne wojny" chyba o jeden raz za dużo.
To autor tej książki naoglądał się za dużo gwiezdnych wojen, a biedni scenarzyści mieli związane ręce bo musieli opierać się na wizji autora.
A co do Ciebie Wojto to nie wiem o czym ty pieprzysz wogole....Jedynymi osobami ktorzy mieli zwiazane rece byli.....WIDZOWIE!!!!!