Pytanie dla obeznanych z książkami Paoliniego. Ja naprzykład zielonego.
hym... ja bym chciała granatowego :). Chciałabym aby potężny, miał ogramne skrzydła, był jedną wielka gracją a zarazem budził strach:)
(A jesli chodzi o to jakiego smoka wybtrałabym z książki Paoliniego, to Ciernia:), to tak dodałam:))
Pozdrowienia
Myślę, że seledynowo-niebieski to świetny kolor dla smoka (wiem wiem, ostatnio ten kolor jest wszędzie) Smok, z którmym spedziłabym resztę życia (bo tak to w praktyce wygląda) nie musiałby być wcale duży i niesamowicie piękny. Wystarczyłoby mi, gdyby był inteligentny, sprytny i troszkę ironiczny- to takie ,,smocze" cechy.
Ach, oczywiście powinien świetnie latać- daleko, szybko, zgrabnie aż po horyzont. Latanie to musi być wspaniałe uczucie.....
Apropos wielkości, wiesz że w cyklu "Dziedzictwo" smoki nigdy nie przestają rosnąć? A nieśmiertelność? Tak bym pociągnąl sobie z kilkaset lat a nawet więcej, nie bał się czasu...
Tak, smoki ciągle rosną, ale mój mógłby stanowić wyjątek ;) Podróż na stworzeniu wielkim jak góra nie miałby w sobie nic pociagającego i niezwykłego. Tak byś sobie stał na wielkiej połuskowanej przestrzeni i wiatr wiałby ci w twarz. A przecież najlepszy jest ten widok lądu daleko, hen pod tobą... :)
Co do nieśmiertelności- myślę,że nie jest to jedak tak wspaniałe jak się wydaje. Gdybyś się nią już nacieszył (jakieś 300 lat) potem wieki, ery mijałyby w takim otępieniu. Nie chciałbyś przeżyć życia jak najlepiej- bo po co, przecież pożyjesz jeszcze setki lat, prawda? Ponad to, wszyscy śmiertelni,których znałeś, zmarliby wcześnie przed tobą. Zostałbyś sam.
Niemiła perspektywa...
To bym se siedział z elfami w lesie, też nieśmiertelnymi, i tam mielibyśmy różne dyspóty, pogawędki przez długie wieki. A jakbym się zakochał, to dałbym jej smoka i tak wspólnie przez stulecia. Taka imprezka: czterechsetna rocznica:)
Ok, ok poddaję się <śmiech>. Nieśmiertelność to jednak byłaby świetna sprawa- oczywiście nie samotna.
Mój smok miałby twarde bordowe łuski, z czarnymi odbłyskami lśniącymi w świetle księżyca. Jego potężne skrzydła wzniecały by wichurę za każdym razem, gdy wznosiłby się ku przestworzom. Patrzyłby na mnie swoimi mądrymi, złotymi oczami, które lśniłyby swoim wewnętrznym blaskiem. Ciemne, szerokie źrenice podążałyby za mną nieustannie. Byłby niesamowicie posłuszny. Znałby mnie całkowicie i w pełni by mi ufał, popierał moje wybory. Niszczyłby wszystko co zapragnę, swoimi ogromnymi kulami ognia, które wydostawały się z jego podłużnego pyska pełnego ostrych jak brzytwa, śnieżnobiałych kłów. Broniłby swoimi szponami wszystkiego co jest dla mnie cenne i znaczące. Kochałby mnie.
"Pytanie dla obeznanych z książkami Paoliniego"
Stary, rozwaliłeś mnie totalnie tym zdaniem. Normalnie żenada roku, albo i stulecia. To Paolini w oczach niektórych jest już aż taki genialny, że wymyślił KOLORY SMOKÓW? To trzeba mieć obeznanie w książkach Chrisa, żeby powiedzieć, że chce się mieć gadzinę zieloną albo czerwoną?
Poczytaj sobie dużo dojrzalszy i dużo lepszy cykl smoczych powieści - Temeraire autorstwa Naomi Novik. Tam faktycznie trzeba mieć obeznanie, żeby być w stanie w pełni świadomie powiedzieć, że chciałoby się zostać kapitanem Regal Coppera czy Winchestera. Paolini z kolei nic mądrego na temat ras smoków nie wymyślił, poza ich ubarwieniem, które nie czyni żadnej różnicy.
"Apropos wielkości, wiesz że w cyklu "Dziedzictwo" smoki nigdy nie przestają rosnąć?"
Może dlatego, że są gadami?
I znów - wierny fan prozy Paoliniego wyskakuje z kolejną "nowością" w fantasy, naiwnie myśląc, że czegoś takiego wcześniej nie było.
"A nieśmiertelność? Tak bym pociągnąl sobie z kilkaset lat a nawet więcej, nie bał się czasu... "
Znudziłoby ci się. Wierz mi.
Mienie partnerki tylko wydłużyłoby okres czasu, po którym miałbyś już dość nieśmiertelności. Ale nudy by nie odegnało na jeszcze dłuższą metę.
Ja też nie.
A o cyklu Naomi Novik nie słyszeć głupio, skoro było o nim tak głośno... no, chyba że niektórzy fani prozy Paoliniego tylko omiatają wzrokiem inne półki, spoglądając jedynie z uwagą na tę, gdzie spoczywają kolejne części Dziedzictwa, niecierpliwie wyczekując tylko kolejnego tomu Chrisa.
Na tym właśnie polega problem - prasa trąbi, jak to książki pokroju Harry'ego Pottera czy Eragona wspaniale ratują czytelnictwo wśród młodzieży. Ale to nieprawda - owych młodych czytelników tak czy inaczej obchodzą tylko i wyłącznie książki sygnowane HP, albo Eragonem. A resztę powieści fantasy, wśród której roi się od książek o niebo lepszych od obu wyżej wspomnianych, mają gdzieś.
Zarówno Harry Potter, jak i Eragon, to bardzo przeciętne utworki pisane pod niewymagającą publiczkę. Ten drugi tytuł jest chyba nawet gorszy od poprzedniego - pierwszy tom jest zwyczajnie niedojrzały (nie wiem, jak wy, ale ja JESTEM w stanie uwierzyć, że pisał to nastolatek... a ten tekst o jego ojcu, "pomagającym mu przelewać myśli na papier"... cóż, jak to ktoś na filmwebie powiedział, wyjaśnia w pełni tajemnicę "cudownego dziecka"), drugi pełen zbędnych wątków. Jakim cudem dziesiątki znacznie lepszych książek zbierają kurz na półkach w księgarniach i nikt o nich nie słyszy, a takie byle co, jak Eragon, ma takie powodzenie?
Dzieje się tak, głównie dlatego, że takie książki czyta się, bo "są modne", co niektórzy aby uwarunkować na ich temat opinie. Czują się głupio w towarzystwie, kiedy wszyscy już przeczytali i znają wątki...
Własny gust zostawia się na później,na wolną chwilę...
Czasem też chodzi o pieniądze, książki pokroju Harrego Pottera czy Eragona, wiadomo,że jakiś tam potencjał posiadają. Mało znani pisarze to hazard. Trafisz na dobrą, czy całkowicie beznadziejną?
Jednym słowem,to droga na łatwiznę, bez poszukiwań, dreszczyku emocji, co takiego jest w tej książce, która właśnie trzymam w dłoni.
"Czasem też chodzi o pieniądze, książki pokroju Harrego Pottera czy Eragona, wiadomo,że jakiś tam potencjał posiadają. Mało znani pisarze to hazard. Trafisz na dobrą, czy całkowicie beznadziejną?"
Z tym się nie zgodzę. Pism czy sajtów recenzujących książki to niby nie ma? Nie wspominając już o Empikach, gdzie można dogłębnie zapoznać się z książką przed jej kupnem. Mnie udało się tam przeczytać kilka tomiszczy od deski do deski.
Fakt, że dobre książki fantasy, lepsze od Eragona, są mniej rozchwytywane, wynika prędzej z lenistwa i apriorycznej niechęci do książek u młodzieży. To takie nastawienie z cyklu "a po co sobie głowę zawracać, lepiej spędzę czas, jak pójdę do knajpy i urżnę się z kumplami w trzy dupy".
A Eragon to miał przecież gigantyczną kampanię reklamową - przyjaciele Paoliniego (bo sam to on w żadnym razie sukcesu by nie osiągnął) praktycznie podsunęli amerykańskiej młodzieży pod nos tę książkę. A potem już jakoś było...
No wiesz, kumoterstwo czy robienie "po znajomości" to najstarsze wynalazki świata.
Fakt faktem, że w takim przypadku ma się większą szanse na wylansowanie.
Poza tym, nie da sie ukryć że zarówno "Eragon" i "Najstarszy" są napisane ciekawym językiem. i to właśnie czyni je popularne.