Film mnie jakoś specjalnie nie wciągnął. Rzeczywiście - chyba napisał to jakiś 16-latek. Choć nie powiem - może ze 2 pomysły mi się spodobały (np. sama idea smoczych jeźdźców oraz ich relacji do tych szczególnych "wierzchowców"). Film miał 2 dobrych aktorów (Malkovich i Irons), z których tylko drugi mógł cokolwiek zagrać (i jak zwykle był znakomity - zresztą chyba jedyny w obsadzie który cokolwiek grał), bo pierwszy był na ekranie w sumie może z minutę. Ogólnie rzecz biorąc film mnie albo denerwował albo śmieszył (i to w tych momentach kiedy nie miał tego robić). A to głównie dlatego, że bezwstydnie żerował na "Władcy Pierścieni" Jacksona - co było właśnie albo denerwujące albo wręcz śmieszne. Podobały mi się może ze 2 sceny - i to jako dzieło techniki wizualnej. Chodzi mi o sceny lotu smoka oraz walki w powietrzu. Obudziły się we mnie na nowo uczucia, gdy po raz pierwszy leciałem tak w dzieciństwie na smoku z "Niekończącej się opowieści". I chyba tylko dla tych smoczych lotów warto było wybrać się do kina, aby móc przeżyć je w pełni na dużym ekranie.