Ogólnie z tym filmem problem jest taki-film jest dobry, ale nie przypomina książki. Tak samo "Troja" mi się podobała choć całkowicie różni się od oryginału. Szkoda mi tylko, że najlepiej dopasowanej według mnie postaci, czyli Murtagha (Garrett Hedlund), było tak mało. Gdyby nie ten brak Murtagha to byłoby całkiem spoko.
Film nie był "spoko". To był koszmar! Książka była o wiele, wiele lepsza. Pomineli najważniejsze fragmenty. Co do Murtagha to sie zgodze. Było go za mało.
Książka była zajebista, ale muszę przyznać, że bardziej podobał mi się filmowy Murtagh. Uważam, że Garrett Hedlund świetnie pasuje do tej roli. Jestem ciekawa jak nakręcą "Najstarszego" bez najważniejszych fragmentów...życzę im powodzenia.
Owszem, pominęli dużo fragmentów, ale z taką powaloną ekipą nakręcą. (nie mam na myśli aktorów rzecz jasna)
Garrett w roli Murtagha sprawdził się tragicznie. Nie chodzi tu tylko o to, że jest zbyt smarkaty i nie ma kręconych włosów. Ten aktor nie umie odtworzyć charakteru książkowej postaci. Za mało w nim powagi, która cechowała oryginalnego Murtagha, chwilami jest wręcz głupkowaty (choćby wtedy, jak go odnajduje Saphira - pominę milczeniem fakt, że w książce w ogóle tak nie było - ląduje na ziemi z głupim uśmieszkiem i takim też chichotem). Sądząc z jego historii, to postać niemal tragiczna, a w filmie nie widać tego ani śladu.
Szanuję Twoje zdanie. Mi się podobało jak grał. Zgadzam się z tym, że nie ma w książce momentu kiedy Murtagh ląduje na ziemi z głupim uśmieszkiem i takim też chichotem jak to zostało przez Ciebie określone, ale jeśli nie zauważyłaś/eś wiele fragmentów zostało wyciętych lub zmienionych.
Pozdrawiam.
Aaaargh...
Ty chyba nie rozumiesz, o co chodzi. Pal licho jedną konkretną scenę, gorzej, że aktor w ogólnym rozrachunku nie umie odtworzyć charakteru granej, książkowej postaci.
W moim przekonaniu to nawet filmowego Murtagha bije na głowę zjawisko, które jest istnym apogeum na tej płaszczyźnie. Myślę tu o filmowym Peterze 'Glizdogonie' Pettigrew (patrz: Harry Potter), którego z książkowym pierwowzorem nie łączy NIC. To po prostu nie jest Peter Pettigrew! A jeśli chcesz dowodów czy przykładów, powiem krótko: prawdziwy P.P. był człowiekiem słabym. Strachliwym, nieśmiałym, niepewnym, łatwo tracącym zimną krew. Po prostu chodzące nieszczęście. A w filmie jego sobowtór zgrywa twardego cwaniaczka, zawsze z siebie zadowolonego, często przywołującego na twarz głupkowaty, 'kozacki' uśmiech. Nie rozklejającego się nawet, gdy mu utną żywcem rękę (mierna scena wskrzeszenia Voldemorta w HP4). TO NIE JEST PETER PETTIGREW.
Podobną tendencję daje się zaobserwować (ale oczywiście w znacznie mniejszym stopniu) u filmowego Murtagha. Nie wiem tylko, kogo tu winić. Czy dzieje się tak dlatego, że aktor jest taki beznadziejny (to on przecież gra daną postać), czy dlatego, że scenarzyści i reżyser są takimi idiotami (bo to oni mówią, co kto ma robić).
Ja uważam że to wina scenarzustów bo jego rolę tak spiep... że szkoda gadać :/ całkowicie inny niż w książce ale mimo to świetny :D Z wyglądu normalnie prawie identyko jak w mojej wyobraźni. I było go duużo za mało :/ Tak rozwalić najlepsza postać... to przecież zbrodnia :/
A co do najstarszego to mam nadzieje ze nakręcą (kto nie czytał ksiażki niech nie czyta do końca tego zdania) bo tam Murtagh będzie zły! A ja lubie złych bohaterów, tym bardziej jak wyglądają tak jak on. Pozdrawiam.
"bo tam Murtagh będzie zły!"
Pisać "SPOILER", do diabła!
Ja jeszcze nie czytałem drugiej części.
"A co do najstarszego to mam nadzieje ze nakręcą (kto nie czytał ksiażki niech nie czyta do końca tego zdania) bo tam Murtagh będzie zły!"
hm no chyba wyraźnie pisało...