ale tylko jeżeli chodzi o scenariusz.
To nie jest ani film wojenny, ani maślany romans. Trudno ocenić ten film, bo jest to takie ch.. wie co. Trochę przygłupawego amerykańskiego idealizmu, trochę strzelania, jakaś miłość w tle z zazdrością... i do tego domiksowany konflikt etniczny.
Aaaaa... i ta miłość łączy dwie religie.
W sumie takie na topie: USA+Turcja=sojusznicy, islam+chrześcijańswo się kochają (uchodźcy i takie tam), gdzieś tam szwędają się biedni Ormianie, ameryka niesie pomoc, szlachetne idee i inne badziewie.
To nie mogło się udać. I się nie udało.
Pomijam już sposób przedstawienia każdej ze stron i kontekst historyczny, które w filmie są totalną głupotą. Na szczęście to nie film historyczny (przynajmniej dla mnie), więc nie ma go co oceniać przez ten pryzmat.
Ogólnie kicha totalna. Nie polecam.