Film „Ewa chce spać” powstał na podstawie notatki prasowej. Otóż do Łodzi przyjechał młody chłopiec o dwa dni za wcześnie do szkoły. Wieczorem na dworcu wałęsającego się chłopca znalazła milicja i doprowadziła go na komisariat, w którym przeczekał czas do rozpoczęcia się roku szkolnego. Tadeusz Chmielewski pomyślał, że to dobry pomysł na film, z tym, że zamienił chłopca na dziewczynę. Taka była geneza filmu. Naturalnie, po przekazaniu scenariusza komisji scenariuszowej wszyscy złapali się za głowę; „Nie mam mowy, milicjanci tego nie przyjmą...”. Wtedy zaczęło się szukanie, gdzie to zakamuflować, tak, żeby to milicjanci, ale nie milicjanci, i ucieczka do dość nierealnej krainy (ale i tak wszyscy zrozumieli o co chodzi).
Chmielewski spotkał kiedyś pewnego pana, który mu oświadczył, że "Ewa chce spać" jest puszczana w czasie długich zimowych wieczorów na Antarktydzie... czy na platformie wiertniczej na Morzu Kaspijskim.
Scena, w której Basia zamyka się w zbrojowni jest wzięta z życia; jeden z kolegów Chmielewskiego ze studiów poszedł sobie wieczorem wypić, wyszedłszy na zewnątrz zobaczył milicjantów, i po prostu uciekł bojąc się tłumaczenia i złożenia samokrytyki przed gremium ZMP. Uciekając wpadł do pierwszej bramy jaka była otwarta, i natychmiast wbiegł do budynku, który okazał się komisariatem milicji, zamknął się w jakimś pomieszczeniu, stawiając wszystkich obecnych tam milicjantów na nogi, którzy błagali go, by otworzył, żeby ich wpuścił.
:))))
Dodam jeszcze, że dialogi w tym filmie, autorstwa Jeremiego Przybory, przeogromnie mi się podobają