- komizm tutaj charakteryzuje gra DO kAMERY - z typową manierą Dymszy lub Dziewońskiego. Wybitni aktorzy, którzy mogliby nadać błysk nowych czasów - zostali zepchnięci na 2 .plan (łosowski czy Pawlik). Na 1. planie może i nowoczesny, ale nienajwybitniejszy Kloss Mikulski. Dobrze, że Chmielewski potem się rozwinął choćby w "Jak rozpętałem...", ale jeszcze "Nie lubię poniedziałku" tak jak "Ewa..." pływa jeszcze w takim słodkawym sosie, nawiązującym do polskiego filmu przedwojennego - a nawet czuć trochę to w "Wiosna panie sierżancie". (A może stosunkowo niedawny scenariusz do "Pana Boga za piecem" świadczy, że lubił jednak i czuł najlepiej taki typ zmiękczonego, aksamitnego humoru?) Zaletą filmu jest wyrwanie świata przedstawionego z ram "socjalistycznej ojczyzny" - on miał wolne ręce przy śmianiu się z reguł działania państwa, a my odetchnęliśmy - wtedy, a i dziś z tego korzystamy - od debilizmu i brzydoty epoki PRL.
Nie chodzi o znaczące role, Dziewoński wg mnie reprezentował przedwojenny styl aktorstwa. Kształcił sie przed wojną, oto fragm. noty biograficznej: "Tuż przed II wojną światową ukończył studia na Wydziale Aktorskim Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej (PIST)." Zaraz po wojnie występował w kilku filmach, grał w teatrze, pozostał mu taki specyficzny, troche dymszowski styl gry, wypierany już w l.50. przez nowe nurty w kinie, w grze aktorskiej.