Najgorszy film Ridley Scotta ale i najgorszy film w tej tematyce jaki widziałem.
Patos lejący się z ekranu podkreśla łzawa muzyczka, wywołująca co jakiś czas odruch wymiotny. Scenariusz śmiało stawiam 1, tak samo muzyka.
Do tego Scott jako "biały mędrzec", raczej lepiej było by rzec durny lewak, nie mógł się powstrzymać od przedstawienia Jhwe jako małego chłopca.
Morze bezguścia i tandety rodem z Bollywood.
Pusta sala w pierwszym dniu wyświetlania mówi wszystko o tym "dziele".
Podpisuje się pod powyższą oceną. Tyle, że u mnie 3/10 ocena. Wyszedłem 20 minut przed końcem z dziewczyną, a za nami połowa sali. Dno i kilometr mułu. Dawno tak męczącego filmu nie oglądałem. Musiałem, aż ibuprom zażyć.