Osobiście kibicowałam Jasonowi !
Film świetny! Wzruszający ! ;d.
Hell yeah, oczywiście, że kochany Jason ; )
Freddy to stary pederasta w pedalskim sweterku, a Jason jest niezniszczalny, epicki i badassowy! :D
Tylko i wyłącznie Freddy. A to dlatego, że Robert Englund stworzył postać ponadczasową. Nieśmiertelną, która zawsze może powrócić (oby tylko na na Elm Street). W Każdym razie Freddy, bo ma lepszą charakteryzację i wogóle pomimo swych morderczych, łaknących zemsty, genów, posiada też ironiczne poczucie humoru. Jasona śmiało mógł zagrać jakiś mim. A swoją drogą, ciekawe, czy gdyby Freddy'ego zagrał, np. Cezary Pazura, a Jasona Ireneusz Krosny, to też by wyszło takie bardzo śmiesznie krwiste kino
Zdecydowanie kibicowalam Freddy'emu :D moj ulubieniec jesli chodzi o postaci z Horrorow ;) lecz musze przyznac iz Jason rowniez znajduje sie wysoko na mojej liscie ;) Moja opinia dwa debile sie pobily a i tak zaden nie wygral zakonczylo sie remisem xD Jason wstal i Freddy sie mial dobrze w koncu mrugnal ... zabicie Go w ludzkim swiecie nic nie daje bo i tak zawsze wstaje xD
nie oszukujmy się Jason to dla Freddiego zabaweczka, poza tym Freddy żyje we śnie i od setek lat,
jest o wiele bardziej wytrzymalszy od Jasona.
Wzruszający - nie ukrywam, takiej opinii jeszcze o tym filmie nie słyszałem. Dla mnie przede wszystkim śmieszny :)
Zdecydowanie wolę Jasona, ta maczeta, ubiór i maska, świetnie to wygląda. Freddy też jest fajny, te jego zabawne teksty i oczko na końcu ;)
Oczywiście Freddy wymiata,zwinny,szybki,zabójcza łapa ;D,a Jason powolniak jak dziadek w kolejce do ZUS. ;D
Oczywiście że Jason :) freddy tylko kozak we śnie a jason to prawdziwy zabijaka który sie nie pierd.... w tańcu.
Freddy jako postać jest bardziej wyrazisty. Wiadomo jakie emocje przeżywa, co myśli. A Jason to taki kołek, co idzie do przodu, jakby był spragnionym na pustyni wędrowcą i jakby musiał stąpać ciągle po piasku :) :p. Żaden z nich nie był lepszy, w końcu jak jeden seryjny morderca może być lepszy od drugiego?
Jasne, że Freddy!
Zawsze wolałam Kruegera. Świetna, wyrazista, zasłużenie ikoniczna postać strzelająca kapitalnym czarnym humorem. Zdecydowanie jeden z najlepszych — jeżeli nie najlepszy — filmowy antagonista.
Jason natomiast, cóż... owszem, też ma ciekawą historię i ogólnie nie mogę powiedzieć, bym go nie lubiła (w tych flashbackach było mi go okropnie szkoda, biedne dziecko; potem, jak Fred mu to wytykał, również), ale za mało w nim osobowości, by mógł mnie przekonać, że to właśnie on powinien być moim faworytem. Poza tym takich milczących, kuloodpornych morderców których nie da się zabić było już od groma w innych filmach (,,Koszmar minionego lata” czy ,,Silent Hill” chociażby), a Krueger jest tylko jeden! Szkoda, że nie zwyciężył.
Uu, no to pojechałam... chyba czas na małą korektę, bo aż wstyd. :D
Trochę sobie oba filmy i postacie przemyślałam, wskutek czego doszłam do wniosku, że Jason i Freddy są na równi — żaden nie jest lepszy ani gorszy, po prostu są inni, jednego można lubić bardziej, a drugiego mniej — ja w tej chwili obojga jednakowo. ;)
Po ponownej analizie bohatera, jakim jest Voorhees, jego spojrzenia (wiem, że to śmiesznie brzmi, ale w przypadku zamaskowanej osoby ciężko mówić o mimice), mowy ciała, historii, dochodzę do wniosku, że jest super (i to przez duże S — nie z każdym zamawiam sobie koszulkę ;D) i niczym poza milczeniem nie przypomina wzmiankowanych przeze mnie Rybaka czy Piramidogłowego. Złapałam takiego hype’a na ,,Piątek trzynastego”, że wolicie nie pytać — a już przy ,,Koszmarze z ulicy Wiązów” myślałam, że bardziej lubić jakiegoś horroru się nie da. :D
Na chwilę obecną obaj panowie idą w moim rankingu łeb w łeb. Chcę dogrywki! Film rewelacja, zresztą czego innego oczekiwać po połączeniu ideału i perfekcji?