Czytając komentarze w stylu "Kto był w wojsku - zrozumie i nie będzie pisać głupot o filmie" to aż mnie ściska. Jestem w wojsku, przeszedłem unitarkę, ale oglądanie tego filmu mieszało we mnie rozbawienie z żenadą.
Niby film z końca lat 80-tych, no ale nie wierzę, że wyszkoleni żołnierze mogą być takimi debilami na polu walki. Sceny odnoszenia ran - proszę nigdy więcej takich obrazów! 3/10
Kolego piszesz iż jesteś w wojsku?? tzn?? Byłeś w wojsku z poboru? czy jesteś zawodowym trepem?? Bo sądząc z tego co piszesz to wnioskuję iż nie masz pojęcia jak wyglądało wojsko poborowe.Żeby nie było -zima 95 JW 1540
"18 mc odwalone,król fali.cytując klasyka- co Ty kur... wiesz o wojsku :)
Co Ciebie ściska po moim temacie?
W czasach służby wojskowej z poboru panowały zupełnie inne zasady szkolenia. Zarówno w Polsce, jak i USA. Ciągle panowały przyzwyczajenia z okresu II wojny światowej z przeświadczeniem o nieuchronności strat, odsiewaniem nieprzystosowanych i zdobywaniu kwalifikacji wojskowych w boju. Filmy amerykańskie pokazują zmianę podejścia do szkolenia w miarę eskalacji wojny wietnamskiej. Zamiast krótkiego szkolenia w kraju, bez związku z warunkami terenowymi przyszłej służby ("FMJ"), weszło wpajanie zasad walki w dżungli ("Kraina tygrysów").
Domyślam się, że jesteś albo w służbie kontraktowej, albo NSR, czyli sam chciałeś. Podobnie współczesna armia amerykańska jest wyłącznie zawodowa. Inna motywacja pozwala osiągnąć lepsze wyniki szkolenia. Ponadto w sytuacji mniejszej liczebności sił zbrojnych stawia się na wyposażenie ochronne i kwalifikacje bojowe, bo zmniejsza to potencjalne straty. Żołnierze amerykańscy wysyłani do Iraku i Afganistanu aklimatyzowali się w stanach pustynnych targając swoje 75 funtów wyposażenia. Przechodzili też szkolenie z walk miejskich z użyciem nie laserów i czujników z brzęczykami "jesteś trup", ale plastikowej amunicji przy trafieniu wywołującej ponoć koszmarny ból. Dzięki temu nawyki są wpajane jeszcze w kraju i żołnierze "już nie są takimi debilami".
Sam byłem w wojsku w 1982 w SPR w WSOWInż., gdzie szkółka trwała 4 miesiące. Całe szkolenie strzeleckie z AK-47 to było 25 naboi (3 strzelania nr 1, po jednym do sylwetek w dzień i w nocy), jedne zajęcia na rzutni z F-1, jedne zajęcia z RPG-43 z zestawem dym-błysk. A poziom szkolenia z taktyki był żenujący - trochę czołgania i jedne zajęcia nocne z natarcia w terenie otwartym. I po egzaminie oficerskim praktyka w jednostkach, gdzie powinno się umieć nauczyć tego samego podwładnych. Nie bez powodu jeden z oficerów powiedział nam, że w przypadku wojny mamy się modlić o spotkanie Duńczyków, bo Bundeswehra zostawi nam ślady gąsienic na plecach.
Weterani z Wietnamu ,po obejrzeniu tego filmu mówili ,ze widzieli w tym filmie siebie.
Mi się ten film podobał, tzn. nie mam go za arcydzieło, ale był niezły. Tylko mam jedno w zasadzie zastrzeżenie. Przez pierwsze 40 minut dowódca, upokarza jednego z żołnierzy przede wszystkim za to, że jest gruby i słaby. Potem reszta się dołącza. A według mnie ten gość nie dość, że wcale gruby nie był to jeszcze wydawał się na tyle silny, że podciąganie nie powinno stanowić dla niego problemu. Innymi słowy irytował mnie dobór aktora, bo wątek był fajnie poprowadzony. Jego mimika była też miejscami nie trafiona, bo jak miał być słaby to tak jakoś przesadnie grał ciotę. Co innego kiedy już był zniszczony "falą" wtedy był nawet przenikliwie mroczny. Ktoś jeszcze ma takie zastrzeżenia?