Amerykańska kinematografia posiada długą tradycję filmów wojennych, których akcja dzieje się w Wietnamie. Niewątpliwe to właśnie ta wojna odcisnęła największe piętno na społeczeństwo Amerykanów, ich kulturę i postrzeganie własnego państwa. "Pełny magazynek" powstał stosunkowo późno (osiem lat po "Czasie apokalipsy" i dziewięć po "Łowcy jeleni"). Wydawać się mogło, że temat wojny w Wietnamie został przepracowany i przekuty w tak wiele arcydzieł filmowych, jednak wtedy wkracza Stanley Kubrick i tworzy dzieło wybitne - o męskości i "urodzeniu do zabijania"
Wprowadzenie do rzeczywistości wojennej odbywa się poprzez pokazanie morderczego szkolenia, przez które musi przejść każdy godny tytułu żołnierz Piechoty Morskiej. Otrzymujemy doskonałe studium tego jak tworzy się mordercę, żołnierza doskonałego. Ironicznym jest to, że ćwiczony tak skutecznie szeregowy "Gomer Pyle" zabija swojego przełożonego, a później siebie. Sierżant wykonał swoje zadanie doskonale, sam stając się ofiarą własnego produktu.
W filmie postaci kobiecych praktycznie nie ma, chociaż ich wdzięki są wielokroć kontentowane przez bohaterów. Przyzwyczailiśmy się do archetypu przyjaciela, który jest szczególnie obecny w kinie wojennym (np. Łowca Jeleni). Aczkolwiek tutaj mamy do czynienia z dekonstrukcją wojennego braterstwa co dobitnie pokazuje na przykład scena bicia Leonarda mydłem, która jest ostatecznie kluczowa w jego "przemianie".
Wojna z pewnością odbiega od epickich wyobrażeń starć w egzotycznych dżunglach. Jest całkowicie przypadkowa, intuicyjna a przede wszystkim przeraźliwie głupia. Śmierć przychodzi nagle, losowo, nie ma tutaj poświęcenia. Sceny walk są zrealizowane z konkretną wizją chaosu.
Świetne zdjęcie nadają im realizmu, co powoduje wrażenie niemal uczestnictwa.
"The dead only know one thing - it is better to be alive"
Kubrick za pomocą czarnego humoru ukazuje nam uniwersalny mechanizm wojny. Amerykanie swoją obecność w Wietnamie uzasadniali niesieniem pomocy dla cywilów, wyzwalaniem od komunizmu w imię Wolnego Świata. Obłudny humanitaryzm i koncepcja krucjaty były zawsze casus belli dla wielkich imperiów. Żołnierze znają jednak swoje prawdziwe powołanie. Jedyne czego się uczą, to zabijać. Gdy żołnierz jest poza frontem, zaczyna odczuwać głód tego do czego został wytresowany. Czuje się zbędny, pisząc propagandowe gazetki, lub przebywając daleko od punktów zapalnych.
Finalna scena jest wielkim ciosem skierowanym w ojczyznę twórcy "Lśnienia". Za pomocą obrazu żołnierzy śpiewających piosenkę "Myszki miki" na tle pochłoniętego ogniem miasta, otrzymujemy brutalne podsumowanie 'amerykańskiego kłamstwa' oraz odsłonienie idiotycznej popkultury.
"Full Metal Jacket" to bodaj najbardziej niedoceniany film wielkiego reżysera. Został przez krytyków przyjęty surowo, jako dzieło spóźnione lub źle ukazujące koszmar Wietnamu. Wynikało to z niezrozumienia podjętych zagadnień. Miejsce akcji jest bowiem drugorzędne wobec uniwersalnej treści, pokazanej inteligentnie i tragikomicznie. Nieważne jaki cel przypisany zostanie wojnie, zawsze będzie ona systemem masowej dehumanizacji, prania mózgu młodym ludziom i ostatecznie sprowadzona do zabijania.