Wprowadzenie ciekawe (swoją drogą ten noworodek nawet podobny do Kurta), jednak dalsze ćwiczenia jak poświęcenie zakładnika (jakby nie można było celować obok) i taka sama sytuacja w boju to przegięcie. Kontrast postaci sierżanta wobec spokojnej społeczności jest przerysowany. Do ostatecznego pojedynku -zemsty musiało oczywiście dojść, żadna niespodzianka. Od połowy filmu główna postać beznamiętnie (jeśli nie bezsensownie) kozaczy niczym Snake Plissken. Trudno też uwierzyć, że spotkanie dawnych kolegów z wojska tak nagle obróciło sytuację na korzyść ocalałych. I jak główny bohater nie znając kodów przestawił bombę? Słaby film Andersona z wyjątkowo słabą kreacją Russela.