"Cop thriller" pierwszej wody oparty na kipiącej od brutalności noweli James'a Ellroy'a pt. "Blood on the Moon". Intensywny klimat, mocne sceny i zagadka kryminalna, która pozostaje niewiadomą prawie do samego końca - to tylko kilka atutów tej produkcji.
Lloyd Hopkins to zdeterminowany detektyw, który poślubił...swoją pracę.
Jest dobrym śledczym, lecz również zimnym draniem, który nie cofnie się przed niczym by osiągnąć swój cel. Jest to typ gliniarza, który dziurawi podejrzanego jak sito, po czym proponuję podwózkę jego cizi, zostawia swojego partnera z całym bajzlem...i zmywa się z miejsca zdarzenia by trochę się zabawić.
Pewnego dnia Lloyd odkrywa okrutnie okaleczone zwłoki młodej kobiety. Pochłonięty sprawą szybko powiązuje morderstwo z nierozwiązanymi zabójstwami kobiet sprzed 15 lat. Ta sprawa powoli zaczyna nabrzmiewać i spędzać mu sen z powiek, lecz zatwardziały glina, bez względu na wszystko postanawia znaleźć wyjście z pogmatwanego labiryntu.
Woods sprawdził się dość dobrze jako glina balansujący na kwawędzi, owładnięty obsesją śledźtwa. Lesley Ann Warren w roli niestabilnej emocjonalnie poetki-dziwaczki, które skrywa zawiłe sekrety przeszłości - wypadła już trochę gorzej.
Co prawda w filmie są partie, które trochę spowalniają tempo (nie wspominając już o pewnych nonsensach), da się wyczuć też to, że Woods jako współproducent podporządkował film własnej postaci, lecz brudna, intensywna atmosfera LA okraszona humorem, cynizmem i brutalnością - rekomepensuje wszystkie "kwiatki". “Well there's some good news and there's some bad news [...]" - wielkim plusem jest także rozbrajające zakończenie.
Polecam nie tylko fanom Woods'a i kina policyjnego, lecz również amatorom porządnego kina B-klasowego z motywem śledźtwa.