Moim zdaniem, głównym powodem jest fakt zwykłego podmienienia ról męskich z damskimi. Takich potworków będziemy niestety oglądać coraz wiecej - nastąpiła zmiana paradygmatu w Hollywood i miejsce sztuki, zabawy i rozrywki zajmują obecnie modne ideologie - feminizm, SJW i typowe dla lewactwa kreowanie nowego człowieka - tym razem poszli na całość i nawet zdominowali jedną z największych a z pewnością najważniejszych (ze względów propagandowych) wytwórni filmowych. O ile sam film przy odpowiednim luzie może być zabawny (to w końcu komedia, a nie żaden film akcji czy inny) i mi się akurat udało trafić w taki klimat i choć nie jest on zbyt wysokich lotów, to nie żałuję, że go oglądałem - wręcz przeciwnie. Ale z pewnością nie poleciłbym nikomu z wyjątkiem kobiet (dla facetów to może być poważne wyzwanie, gdyż głupota goni głupotę ,a zachowanie głównych bohaterek z reguły przypomina farsę (a w szczególności nieznośna, irytująca i fatalnie wcielająca się w męską rolę detektywa: Melissa McCarthy (!), chodzące nieszczęście). Niestety we współczesnej kinematografii nie talent czy charyzma ma jakiekolwiek znaczenie tylko pochodzenie etniczne, orientacja seksualna, płeć i jak w przypadku Mellisy - warsztat ze szkółki niedzielnej. Nie sądzę, iż gdyby nie była grubą Brytyjką, kiedykolwiek zrobiłaby jakąś "karierę". Nie ukrawam, iż nie trawię tej sztucznie wypromowanej aktorki w imię tzw, "sprawiedliwości społecznej" bo ma poważną nadwagę. Brak jej stylu, polotu, a w męskich rolach jest wręcz żałosna (może to miał być ten element komediowy ?) I proszę, nie piszcie, że zdobyła jakieś tam nagrody na festiwalach - w dzisiejszych czasach nawet dzieci wiedzą, że tego typu nagrody podobnie jak literacki Nobel są narzędziami propagandy i są przyznawane ze względów polityczno-ideologicznych. To kilka moich refleksji po seansie - obawiam się, iż pierwszym i ostatnim ale kto wie ? ;)