Nie wiem dlaczego tak się tym filmem zachwycacie... wczoraj, po dwóch podejściach, w końcu skończyłem oglądać ten film i muszę przyznać że się rozczarowałem. Może gra aktorska i jest ok, ale fabuła wcale nie powala. Ciągnie się jak flaki z olejem a większość czasu widać spojrzenie w dal John'a Cusack'a lub nudną jazdę samochodem (co przyznała w pewnym momencie jego młodsza córka) Myślę że jest duuuużo więcej lepszych filmów tego gatunku, które biją ten film na łeb.
Ślęczałem te 1,5 godziny (chociaż wydawało mi się że trwa on lekko ponad dwie) z myślą, że na koniec ujrzę coś niesamowitego, coś co utkwi mi w pamięci i to "coś" co daje do myślenia, ze człowiek po obejrzeniu łapie tak zwanego doła :) niestety.. nienawidzę tego typu filmów bo to tylko strata czasu.
Ktoś tu napisał że poryczał się jak bóbr??? proszę....
To gdyby zobaczył on filmy "Pamiętnik", "Zielona Mila", "Philadelphia", czy "Buntownik z wyboru" lub chociażby nasz "Skazany na bluesa" dopiero wylałby wiadro łez... te filmy to oczywiście ogólne pojęcie gatunku dramatów i nie mają nic wspólnego z "Grace odeszła" ale chodziło mi tylko o porównanie odczuć..
Podsumowując... Moja nota 4/10 (za kilka fajnych tekstów najmłodszej aktorki)