Żeby ten film nazwać arcydziełem chyba trzeba być na prawdę wygłodniałym widzem, który w zalewie amerykańskiej tandety, akurat w osobie Eastwooda upatrzył sobie zbawcę kina. Tak jest po części na pewno, bo w kinie "głównego nurtu" dla widza masowego brakuje filmów z głębszym przesłaniem zrobionych na prawdę dobrze i z przekonującą grą aktorską. Ale też bez przesady... Gran Torino to prosta historia opowiedziana ze sporymi uproszczeniami i niestety jak dla mnie mimo wszystko nieco naciągana ( sam finał ). To że gł. bohater w końcówce filmu robi to co robi wywołuje spore wrażenie i składnia do przemyśleń , ale wszystko co dzieje się wcześniej nie jest jaką urywającą głowę historią, a "jedynie" zabawną i momentami wzruszającą historią o starszym człowieku szukającym przyjaciół, odkupienia win itd. Ktoś na tym forum zestawił Gran Torino z Lotem nad kukułczym gniazdem co tylko ( moim zdaniem ) pokazuje jak bardzo można przecenić film twórcy którego się kocha ( ja też bardzo lubię Eastwooda , szczególnie film Za wszelką cenę ). W takim Locie nad kukułczym...... była cała plejada świetnie odegranych ról , tutaj mamy Eastwooda i dobrze odegraną rolę jego azjatyckiej koleżanki - poza tym...niewiele - sztampowe postaci gangsterów, ciotkowaty ksiądz itd.

Film na pewno dobry, może nawet bardzo, ale koło arcydzieła nie leżał.