Pomijając wszystkie nieprawdopodobieństwa - że się tak wyrażę. I zakładając, że mieli
tę nitroglicerynę w jakichś superodpornych na wstrząsy pojemnikach.
Jak to możliwe, że na kilkanaście (może nawet kilkadziesiąt osób) z niby wieloletnim
doświadczeniem wspinaczkowym klasy Himalaje nie ma pojęcia o właściwościach
nitrogliceryny? Tj. czeka aż baza wybuchnie, żeby podzielić się ze sobą sensacyjną
informacją o tym, że wybucha też od wystawienia na słońce i podgrzania?
Dlaczego każda para niosła ze sobą nitro? To tylko narażało ich na większe
niebezpieczeństwo, a nie zwiększało prawdopodobieństwa że któraś porcja faktycznie
dotrze na górę.
Jak doświadczony himalaista może mieć minę zaskoczonego chomika na widok
lawiny schodzącej tuż po wielkim z przeproszeniem pier... kiedy wybuchła butelka
nitro?
Nie zastanawiam się nad takimi banałami jak np. to, że nie pomarli ładując się tak
nagle w 4-5 tysięcy metrów różnicy poziomów.
Btw. przy założeniu, że ta laska jednak przeżyła i wszystko "zdarzyło się naprawdę".
Musiała czuć się cudownie ze świadomością, że 3 osoby poświęciły dla niej życie, a
ona dalej chodziła na ryzykowne i absurdalne wyprawy w związku z czym zginęło
jeszcze 10?