Zachęcony pozytywnymi opiniami liczyłem na to, że seans tego filmu będzie dobrą okazją do wypłakania się.
Na miejscu jednak okazało się, że ten film jest zbyt ckliwy i naiwny (mimo dość ciężkiej tematyki), żeby uronić łzę.
Były momenty, że czułem napływające potoki łez, jednak cała otoczka filmu w sekundę psuła całą smutną atmosferę i zamiast płaczu zagościł u mnie mimowolny śmiech.
Co takiego zniszczyło u mnie szansę na wzruszanko?
Z pewnością w pierwszej kolejności wskazałbym muzykę - chyba gorszej ścieżki dźwiękowej nie mogłem sobie wyobrazić, kiedy tylko wchodziła na scenę, natychmiast wysychały wszelkie studnie łez.
Nie pomogły również efekty wizualne w postaci wyskakujących dymków, okienek (przy scenach z SMS-ami) - to już zakrawało na kpinę.
Poza tym warto zastanowić się trochę nad samym doborem głównych bohaterów.
Jak powszechnie wiadomo, amerykański system opieki zdrowotnej jest bardzo kosztowny, zwykli przeciętni Amerykanie jak ognia unikają szpitali, ponieważ nawet krótkotrwałe leczenie może okazać się warte tyle, co zebrany przez nich dorobek całego życia.
Rocznie ok. 2 mln Amerykanów ogłasza tzw. bankructwo zdrowotne (związane z koniecznością ponoszenia kosztów leczenia).
Główni bohaterowie natomiast mieszkają w ładnych domach na przedmieściach, mają własne samochody, cały komplet gadżetów z Apple'a, śmigają na tomografię (w Polsce to koszt ok. 1000 zł), jak tylko biodro ich zaboli, na spontanie lecą do Amsterdamu i przy tym jeszcze wystarcza na ich wieloletnie kuracje (20 rodzajów chemioterapii, miesiące spędzane w szpitalach, implanty nowej generacji, przenośna aparatura wspomagająca oddychanie i wiele innych rzeczy).
Jak na złość wszystkiemu nasi biedni bohaterowie są: bogaci, biali i do tego jeszcze są protestantami - rasowi WASP jak nic.
W efekcie zamiast "wyciskacza łez" dostajemy taką "bajkę o umieraniu" - wiadomo że każda śmieć jest tragicznym wydarzeniem, jednakże nie łudźmy się, że to tak pięknie i wzruszająco wygląda.
Amsterdam akurat był fundowany przez fundację która spełnia jedno życzenie dzieci chorych na raka ;)
wlasciwie to miala byc bajka o umieraniu. Nie widze problemu w tym ze nasi bohaterz to przecietni amerykanie a nie biedota typu przyczepy- wcale nie byloby wtedy smutniej
Nie wygłupiaj się z tymi "przeciętnymi", dawno by zbankrutowali.
W podobnej tematyce, czyli nierównej walki z chorobą, dużo lepszą produkcją był z pewnością Dallas Buyers Club - nawet miałem tam więcej okazji do wzruszania się.
Tyle że McConaughey nie był za grosz wypacykowany przez aplikacje z Iphone'a, muzykę ze Suitsów, wręcz był obrzydliwie naturalistyczny, a mimo to film bronił się sam.
Dallas Buyers Club to bardzo dobry film, ale docelową grupą wiekową są dorośli. I owszem, na pewno przedstawia swoją historię o wiele dojrzalej. Ale "Gwiazd Naszych Wina" właśnie miała być takim słodko-gorzkim filmem, który miał przybliżyć (głównie nastolatkom) temat śmierci, miłości, choroby itp. Dla mnie Twoje porównanie jest mocno chybione :) Inna sprawa jest taka, że na mnie mocno przy ocenie wpływa książka, która mimo, że zachowuje status społeczny głównych bohaterów, jest moim zdaniem bardziej prawdziwa i "mocniejsza", jeśli można tu użyć takiego określenia.
Podobna tematyka stąd dokonałem porównania.
"Gwiazd Naszych Wina" właśnie miała być takim słodko-gorzkim filmem..." - widzisz, jak zresztą zauważyłem wyżej, nijak idzie zasmakować tej goryczy, sama słodycz wylewa się z ekranu.
" Inna sprawa jest taka, że na mnie mocno przy ocenie wpływa książka..." - świetnie, ale to jest filmweb, a nie lubieczytac.pl, zatem oceniamy filmy, a nie książki.
"to jest filmweb, a nie lubieczytac.pl, zatem oceniamy filmy, a nie książki" wiem, wiem - chciałam tylko to zaznaczyć. Oczywiście, mamy tu oceniać filmy, ale dla mnie bardzo trudno jest odseparować wrażenia filmowe od książkowych. Dlatego moja ocena pewnie dostała oczko w górę, bo czytałam książkę.
Rzeczywiście, film jest słodszy niż książka, ale też warto sobie postawić pytanie, o czym był (miał być?) ten film? Bo według mnie miał być głównie o (pierwszej, idealizowanej, ale jednak) miłości. I akurat w tym temacie nie był tylko słodki.
i chyba właśnie dlatego nie chcę iść póki co do kina, bo boję się, że tylko wnerwię się w trakcie seansu... Dymki, poważnie? ehh... mam swoje wyobrażenie w tej chwili o niektórych scenach i myśl, że mieliby je spieprzyć... ajj... pamiętam podobną sytuację, gdy byłam świeżo po lekturze Jednego dnia... tyle że tam zmiany mi się akurat podobały, były na plus... tu nie wiem, jak będzie, ale póki co nie przekonałam się, że warto iść
podobna tematyka? błagam cię... porównujesz film o nastolatkach dla nastolatków, którzy nie wybrali swojego losu z filmem o kolesiu, który zachorował na własne życzenie, bo dupczył na prawo i lewo? żeby nie było, uważam Dallas Buyers Club za jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy film tego roku, ale porównywanie go z tym ma się się nijak do rzeczywistości
Chodziło mi głównie o aspekt walki z chorobą, za tym idzie również walka ze swoim losem.
Z tym "na własne życzenie" jednak radziłbym uważać - zwróć uwagę na kontekst filmu, czyli czasy, w których był osadzony.
W latach 80-tych ludzie nie byli tak świadomi jak my teraz, jeśli chodzi o zagrożenie zarażeniem wirusem HIV.
W powszechnej świadomości było głęboko zakorzenione przekonanie, że AIDS dotyka wyłącznie homoseksualistów - w filmie mocno zostało to podkreślone (szczególnie jak weźmiemy pod uwagę, jak "męskim" stanem był i jest Teksas): już od momentu, kiedy główny bohater dowiedział się o chorobie ("Nie możliwe, nie jestem gejem!") przez scenę, w której próbuje usiąść obok znajomych w barze, a ci odtrącają go.
nie no, ja to wszystko rozumiem, ale wiesz... raka się nie wybiera, nie nabywa się go przez swoje zachowanie (przeważnie)
Też mi się nie podobało, właściwie to ani trochę. Poszłam do kina z koleżanką (mimo, że do kina raczej rzadko się wybieram), wydałam te 20 zł, bo film robi wyraźną furorę w internecie. Na Youtubie mnóstwo pozytywnych recenzji, filmiki z zapłakanymi dziewczynami wychodzącymi z kina (których życie najwyraźniej nigdy już nie bd takie samo). Seans mnie zawiódł w stu procentach. Film mi się nie podobał (może ma to trochę związku z tym, że drażni mnie aktorka grająca główną bohaterkę), łez wzruszenia też nie było. Główni bohaterowie nie wzbudzili mojej sympatii, nie przywiązałam się do nich, może odrobinę polubiłam Gusa. Nie było ani specjalnie śmiesznie, ani smutno. Trochę szkoda, bo sama historia ma potencjał, być może książka jest lepsza.
Generalnie polecam DZIEWCZYNOM poniżej 15, mooooże 16 roku życia, reszcie stanowczo ODRADZAM. Szkoda kasy, naprawdę.
Chodzi o to, że te ,,zapłakane dziewczyny" to osoby, które czytały książkę, i którym samo wspomnienie GNW wyciska łzy z oczu. Nie wiem, jak można pójść na ekranizację najlepszej książki na świecie ( oczywiście, każdy ma inne gusta, ale nie znam osoby, która zapoznałaby się z powieścią i nie spodobałaby się jej) i jej nie przeczytać
po pierwsze ta ksiazka wcale nie jest najlepsza na swiecie tak samo jak ta cala historia. I nie byla az tak mocno smutna i wzruszajaca jak wiekszosc nastolatek mowi. Ksiazka jest bardzo srednia i prawdopodobnie taki sam jest film. A to ze przed senasem ludzie nie czytaj a to ich sprawa. Oni ida na film i film powinien byc dobry i przejrzysty bez wzgledu na ksiązke
podbijam! książka przeciętna do bólu. i ludzie, nie spinajcie się tak, że ktoś nie czytał książki, a poszedł na film - jego sprawa, moim zdaniem ten ktoś wiele nie traci.
nie odradzalabym tego tak pochopnie ... mi osobiscie film sie podobal wiec nie powinnam sie wypowiadac w tym watku, ale uwazam ze nie ma co odradzac, bo do kazdego film moze innaczej przemawiac, mi tez niektore rzeczy wydawaly sie dziwne i jakos nie przekonywujace, np jak niesamowita chec spotkania sie z pisarzem i podroz do Amsterdamu, albo sex w dzien pierwszego pocalunku ale nie widze potrzeby robienia z tego filmu o biedocie, (pomijajac fakt ze film jest na podstawie ksiazki chyba) ale juz byly takie filmy np szkola uczuc i bylo podobnie, nikt nie skupial sie na finansach...to jest historia milosna z tragedia chorob w tle, gdzie mimo wszystko bardziej jest nacisk na relacje tej 2, uwazam ze film jak na ten rodzaj jest zrobiony ok, sa filmy w ktorych skupiaja sie bardziej nad sama walka z choroba, ten do nich nie nalezy
"jak niesamowita chec spotkania sie z pisarzem" - prosta sprawa: chcieli poznać "wykładnię legalną" zakończenia książki, która przecież urywa w pół zdania. Fascynacja artystą, nic skomplikowanego.
"sex w dzien pierwszego pocalunku" - poszli na całość, zasada pierwszej randki! Nie żartuj, napięcie między nimi budowało się znacznie dłużej, dodajmy do tego, że nie mieli za dużo czasu przed sobą (nic do stracenia), stąd emocje musiały ujść w ten sposób.
Co mieli zrobić - patrzeć na siebie przez cały wieczór? Rozmawiać na trudne tematy?
"nie widze potrzeby robienia z tego filmu o biedocie"? Nawet świetnie prosperujący Amerykanie bardzo często są rozkładani na łopatki przez koszty związane z leczeniem, w Stanach to wcale nie dotyczy tylko biednych ludzi.Poza tym, mało kto, nawet wśród bogaczy, jest w stanie rzucić wszystko, nie pracować i zajmować się chorym dzieckiem, tak jak rodzice głównej bohaterki i rodzice Gusa. Poza tym: każdy ma własny samochód, kolekcję gadżetów Apple'a i matka mówi córce, że nie stać jej żeby ją wysłać do Amsterdamu, dobre sobie. Tak że może bez przesady, ckliwa historia funkcjonująca w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości odsuwa się sama na dalszy tor, na pierwszym planie są chmurki z wiadomościami z iPhonów i wypasione auta dzieci po chemioterapii:)
ok, moze zle sie wyrazilam, mialam na mysli po prostu to ze takie filmy sa tak robione, nie jest to historia o walce z choroba ale tez glownie o relacji tej dwójki...takie filmy tak robia, bo juz jakies powstaly o zakochanych nastolatkach gdzie ktores jest chore i nie umieszczali tam ciezkich stanow finansowych rodzin, nie bede oceniac czy to dobrze czy zle, bo faktycznie bardziej bylo by przekonywujace w innej wersji ale po prostu nie na tym sie tu skupili i ja to przyjmuje, pokazali to w sposob jakby nie mialo to finansowego wplywu a na pewno ma. I faktycznie te auta itd do nich nie pasuja, ale czesci tez pewnie jeszcze gorzej to ogladac bo u nas w Polsce ludzie nie najgorzej zarabiajacy tak nie maja, a w USA srednia klasa ma te wszystkie gadzety i mlodzi jezdza takimi autami, wiem bo mam kilku znajomych i u nich to norma a jak na amerykanow nie sa wcale bogaci...wiec przez to tez niektorym gorzej sie to oglada, a ja mialam na mysli tylko to ze przyjmuje ten film bez uwzgledniania tego ze sytuacja materialna zapewne tych rodzin powinna byc inna. A co do tych moich przykladow co mnie nie przekonalo to po prostu w tych momentach film byl dla mnie najmniej przekonywujacy, nie mowie ze to bylo zle czy cos ale kompletnie mnie to nie ujelo, tyle...
Wiesz, ja mam 21 lat, a płakałam jak cholera :) Dałam książkę mojej mamie, i też pochłonęła ją w dwa dni. Książka jest dużo lepsza, i polecam Ci ją przeczytać, nawet jeśli widziałaś już film. Generalnie w adaptacji wycięli część przemyśleń i scen, które owszem, nie mieszają w fabule, ale dodają historii autentyczności. A szkoda.
"Generalnie polecam DZIEWCZYNOM poniżej 15, mooooże 16 roku życia, reszcie stanowczo ODRADZAM. Szkoda kasy, naprawdę."
Wyjątkowo trafna uwaga, żałuję, że sam tak nie napisałem, ponieważ ten film idealnie odpowiada temu poziomowi doświadczenia życiowego oraz rozwoju emocjonalnego.
Nie chciałbym strofować koleżanek niżej, ale piszecie na FILMwebie - portalu o filmach, swoje uwagi zostawcie na poczet komentarzy na portalu lubieczytac.pl.
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że 15-latka potrafi być dojrzalsza od emeryta... Dojrzałość emocjonalna nie zależy przecież od wieku tylko od tego co człowiek w życiu przeszedł. Jak dla mnie dojrzałość to kwestia indywidualna i nie możesz z góry zakładać, że wszystkie nastolatki są głupie i idą na ten film ze względu na wątki romantyczne. Założę się, że większość publiki była na tym filmie, żeby coś z tego wynieść i tak właśnie zrobiła. Oceniacie ten film poprzez pryzmat słodyczy, która była tam zawarta, ale powiedzmy sobie szczerze, tak właśnie wygląda prawdziwa miłość na początku: Sama słodycz.
Według mnie cała fabuła filmu była bardzo realistyczna i nie mówię tak dlatego, że jestem młoda i głupia i podobało mi się to, że się całowali: Nie! Mówię to dlatego, że zastanowiłam się nad tym filmem i nie oceniałam z góry.
A tym, że uważasz młodszych ludzi za głupszych ukazujesz swoją dojrzałość i doświadczenie życiowe....
Na sali kinowej, na której wyświetlano film, było dosłownie kilka osób. Pogoda wywiała wszystkich w plener, wiec oczywiście multipleksy świeciły pustkami. Rząd wyżej, siedziała młoda para, mniej więcej w przedziale 25-30 lat. Niżej, siedziało małżeństwo w okolicach późnej 30. Ja natomiast na film wybrałam się z dobrą koleżanką, obie po 20 lat. Jeśli już bawimy się w tę całkiem zbędną metrykę, wychodząc z sali wszystkie obecne osoby, nie tylko kobiety miały łzy w oczach. Ja sama nie lubie i nigdy nie kupuje takiej taniej propagandy : "wyciskacz łez". Owszem, w kinie od dawien dawna, niezależnie od gatunku, stosuje sie ograne schematy, które sprawdzają się zawsze. Tutaj indie rockowa, subtelna nuta, tutaj przybliżenie na twarz bohatera zdjętego cierpieniem. Ale wiecie co? Wrażliwości i pewnej podatności na róźne bodźce nie można w 100 % zmierzyć. Oczywiście, że twórcy filmu na tych łzach zbijają kasę, ale cholera, mimo tego, że staram się być na bieżąco w nowościach filmowych, jak i w klasykach, dawno nie wyszłam z kina z tak różnymi uczuciami. Smutny optymiz? Może oksymoron, ale idealne wyrażenie moich uczuć. Woodley depcze po piętach Lawrene, która uwielbiam, natomiast Ansel... jest rozbrajająco uroczym, inteligentnym młodym facetem, który skradnie niejednej dziewczynie jeszcze serce ;)
"Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że 15-latka potrafi być dojrzalsza od emeryta.." - sam miałem wcale nie tak dawno temu 15 lat i spieszę donieść, że tylko 15-latka mogłaby tak powiedzieć.
"Oceniacie ten film poprzez pryzmat słodyczy, która była tam zawarta, ale powiedzmy sobie szczerze, tak właśnie wygląda prawdziwa miłość na początku: Sama słodycz." - poczytaj jeszcze raz moja pierwszą wypowiedź w temacie - słodycz popsuła odbiór filmu.
"Według mnie cała fabuła filmu była bardzo realistyczna i nie mówię tak dlatego, że jestem młoda i głupia i podobało mi się to, że się całowali: Nie! Mówię to dlatego, że zastanowiłam się nad tym filmem i nie oceniałam z góry." - świetna argumentacja, tak się zastanawiałaś, że żadnych wniosków z tego nie ma, gratuluję owocnych rozważań.
Oceniłem film na podstawie całokształcie tego, co zobaczyłem na ekranie w kinie - uważasz, że to "ocenianie z góry"?
Bo to są tego typu ludzie co raka lubią widzieć tylko w kinie a w rzeczywistości ich odrzuca. W książce dobrze opisano że często wydalasz i to wszystkimi otworami, co romantyczne nie jest :-/
Mam wrażenie, że ten wątek został założony po zgromadzeniu wystarczającej ilości jadu do napisania pierwszego postu oraz chęci atakowania każdego, kto ośmieli się podważyć jedyną i niepodważalną opinię, że film jest kiepski i gra na emocjach w tani sposób. Otóż radzę przyjąć do wiadomości, że film ma ocenę 8,7 oraz 1 miejsce jeśli chodzi o pierwszy tydzień projekcji na świecie. Ludzie KOCHAJĄ ten film. Bo jest za co.
Widzę tu raczej ataki na to, że komuś może się nie podobać film, a nie wylewanie jadu przeze mnie - nie każdemu musi się podobać przecież, nie?
Niech sobie lubią - mojej prywatnej opinii to nie zmienia.
Jeśli w swojej argumentacji musisz posiłkować się zachwytami innych, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko współczuć.
Podejrzewam, że większość z drogich 'rekwizytów' w tym filmie to bonusy rakowe :) Jeśli przeczytaliście książkę, to załapiecie :D
A tak na serio, też mnie zastanawiało to, że ich samochody są.. nowe, cóż tu się oszukiwać. Jeśli chodzi o iphone'y itp, to większość ludzi średniej klasy w Stanach ma gadżety z firmy Apple, bo są po prostu tańsze niż u nas, i powszechne.
Kolejna kwestia - tomografia Gusa po tym, jak zaczęło boleć go biodro. Halo, miał raka. Chyba normalne, że teraz zarówno on, jak i jego rodzice są ostrożniejsi, według mnie nie ma w tym nic dziwnego. Gdyby nie był wcześniej chory, ok, mogłabym się dziwić, przecież nikt normalny nie leci na tomografię ze zwykłym bólem biodra.
A stwierdzenie, że film dobry dla nastolatek? W ogóle się nie zgodzę. Za mną siedziały dwie starsze panie, 60-70 lat. Co chwilę słyszałam siorbanie nosem i wyciąganie chusteczek z opakowania.
Według mnie jest to genialna adaptacja książki, a soundtrack jeden z lepszych, jakie słyszałam. I mój wiek nie ma nic do mojej oceny :)
Ja dzisiaj oglądałam ten film w naprawdę dużej sali kinowej i naprawdę większość ludzi wyszła z niej rozpłakana. W Twoim przypadku nie było czegoś takiego? Dziwne.
Mówiąc, że film był naciągany... W Ameryce nie ma jednej warstwy społecznościowej, prawda? Może to właśnie Ci bogatsi ludzie, przecież nie wszystkie filmy muszą być o czarnych bandytach z Bronxu. Nie na tyle bogaci, żeby przelecieć się na inny kontynent (w dodatku z wieloma dodatkowymi rzeczami, które trzeba zabrać w tym przypadku), bo taka podróż dla ludzi żyjących w Ameryce jest naprawdę kosztowna (sama się o tym przekonałam), ale jednak bogaci.
Jeśli chodzi o wielkie koszty leczenia itp... Wie Pan co by się stało, gdyby ludzie chorzy na raka się nie leczyli? Więc proszę mi tutaj nie wciskać kitu, że to naciągane, bo jeśli miałabym chorą na raka córkę, to zrobiłabym wszystko, żeby przeżyła trochę dłużej, w tym przypadku pieniądze nie są tak ważne... Zreztą zalatuje mi tutaj trochę polskimi realiami, poziom życia w Ameryce (mówię tutaj właśnie o ,,normalnych" rodzinach) jest właśnie taki. Jednorodzinny domek, samochód.
Rzeczywiście, jeśli chodzi o muzykę, to muszę przyznać rację, była niedopasowana, ale bez przesady, nie była to taka tragedia, przynajmniej w moim odczuciu.
Pozwoliłam też zajrzeć sobie na Pański profil, na którym ocenił pan tylko kilka (naprawdę niezłych) filmów z wątkiem romantycznym i cóż... oceny nie były pozytywne. Więc po co oglądać ten? Jeśli to nie ten typ... no cóż, nikt panu nie kazał.
roadtolovee i wikiisreal nie przeceniałbym jednak tego poziomu dobrobytu w Ameryce, gdzie klasa średnia jest zarzynana i dość głośno mówi się o 1% społeczeństwa, który posiada 99% majątku.
"Kolejna kwestia - tomografia Gusa po tym, jak zaczęło boleć go biodro. Halo, miał raka. (...)" - chodzi raczej o to, że tak o poszedł sobie na dość kosztowny zabieg, a nie że w ogóle poszedł - polecam czytać, co napisałem bez domawiania sobie tego, czego nie zawarłem w wypowiedzi.
"Zreztą zalatuje mi tutaj trochę polskimi realiami, poziom życia w Ameryce (mówię tutaj właśnie o ,,normalnych" rodzinach) jest właśnie taki. Jednorodzinny domek, samochód." - przy tak kosztownym leczeniu? Widziałbym tutaj raczej dom na hipotece i sprzedane auto w takiej "normalnej rodzinie" - radzę się jednak wyzbyć złudzeń o "amerykańskim śnie".
"Pozwoliłam też zajrzeć sobie na Pański profil, na którym ocenił pan tylko kilka (naprawdę niezłych) filmów z wątkiem romantycznym i cóż... oceny nie były pozytywne. Więc po co oglądać ten? Jeśli to nie ten typ... no cóż, nikt panu nie kazał." - nikt mi nie kazał zachwycać się tym filmem.
Poza tym: Czas na miłość (2013) 8/10, To właśnie miłość (2003) 8/10, Zakochany bez pamięci (2004) 8/10, Casablanca (1942) 8/10 - to z mojego profilu, słabo szukałaś.
"chodzi raczej o to, że tak o poszedł sobie na dość kosztowny zabieg, a nie że w ogóle poszedł (...)" - aha, lepiej by było, żeby żył z niewykrytym nawrotem raka?
Albo kpisz, albo nie umiesz czytać ze zrozumieniem.
Patrząc na Twoje poprzednie dokonania ze smutkiem skłaniam się ku drugiej opcji.
USA wlasciwie razem z Kanada maja bardzo duze rozwrstwienie spoleczne, bieda istnieje ale jest tez duzo bogactwa, i to ze akurat glowni bohaterowie byli z klasy sredniej i jakos sobie radzili finansowo( New Hampshire jest jednym z najbogatszych stanow USA) nie klasyfikuje tego filmu w gatunku since-fiction, po za tym glowne zalozenie filmu to pokazanie zycia nastolatkow ktorych dni sa juz policzone a ten temat jest realistyczny az do bolu
Ja też "nie poczułam" tego filmu. Dwójka aktorów według mnie niezbyt dopasowana, ich wielkiej miłości dostrzec nie mogłam... być może przez dosyć kiepskie aktorstwo, szczególnie Ansena, nie potrafię się przekonać do niego. To wszystko jest jakieś takie sztuczne, nieprzekonujące. Fabuła niezbyt wciągająca... Sęk w tym, że choć bardzo chciałam, nie mogłam dostrzec głębi w tym obrazie, dlatego nie wpłynął on na mnie, nie poruszył, nie zrobiło mi się nawet smutno po jego obejrzeniu. A widziałam już sporo filmów o tematyce nastolatków dotkniętych śmiertelną chorobą tudzież rakiem. Ten spośród reszty był chyba najsłabszy, niestety rozczarowałam się. Oczywiście moje odczucie są zupełnie subiektywne, nie mniej dziwi mnie aż tak wysoka średnia ocen tego filmu.
Na początku zastanawiałam się czy twój komentarz to nie był żart. Dla mnie muzyka była świetna, dobór głównych postaci był praktycznie idealny, a co do tych twoich wypisów ile co wynosi - przypominam ci, że cały ten świat przedstawiony to fikcja pisarza, nie coś na faktach by trzeba było trzymać się mocno reali. W książce Green z tyłu nawet sam napisał, że nie zna się za bardzo na tego typu chorobach, a ta cudowna operacja, która zadziała na Hazel i wąsy tlenowe czy dżiny to jego wymysł. Czemu więc koszty leczenia tez nie mogłyby być wymyślone?
Tak czy siak nie spodobał ci się ten film i wątpię, że się do niego przekonasz nawet jakby ktoś podał mase argumentów dlaczego gnw to cudowna historia.
Masz nauczkę tak jak wiele innych osób które narzekają, że "wydały kase, bo opinie były pozytywne", że nie powinieneś kierować się większością opinii, ale dowiedzieć się czegoś więcej na temat filmu. Nie ma niczego na świecie, co spodobałoby się każdemu. Tak więc ty nie widzisz w gnw nic wartego uwagi, bo po prostu cię to nie interesuje. Wiele innych osób (niekoniecznie nastolatków -;-) zauważa w tym wiele innych aspektów i wartości, których ty najzwyczajniej w świecie nie potrafisz dostrzec, bo po prostu Cię nie ciekawią c:
"Czemu więc koszty leczenia tez nie mogłyby być wymyślone?" - wiem doskonale, że to fikcja, ale jednak takie oderwanie od rzeczywistości jest dość rażące i mocno jednak oddziałuje na odbiór filmu.
"Tak czy siak nie spodobał ci się ten film i wątpię, że się do niego przekonasz nawet jakby ktoś podał mase argumentów dlaczego gnw to cudowna historia." - zawsze można próbować, bo póki co nikt nie podał nic ciekawego.
"Masz nauczkę tak jak wiele innych osób które narzekają, że "wydały kase, bo opinie były pozytywne", że nie powinieneś kierować się większością opinii, ale dowiedzieć się czegoś więcej na temat filmu. " - czemu odbierać sobie frajdy z niespodzianki? Parę razy szedłem tak na "spontanie" na cokolwiek i byłem pozytywnie zaskoczony (tak na przykład miałem z "Grand Budapest Hotel" - świetna produkcja).
"Wiele innych osób (niekoniecznie nastolatków -;-) zauważa w tym wiele innych aspektów i wartości, których ty najzwyczajniej w świecie nie potrafisz dostrzec, bo po prostu Cię nie ciekawią c:" - Co na przykład? Oświeć mnie.
""Tak czy siak nie spodobał ci się ten film i wątpię, że się do niego przekonasz nawet jakby ktoś podał mase argumentów dlaczego gnw to cudowna historia." - zawsze można próbować, bo póki co nikt nie podał nic ciekawego'
Chodziło mi o to, że np. ja tak mam, że coś podoba mi się albo nie. Potem może być wiele argumentów czemu to jest takie świetne, ale skoro ja sądziłam od początku, że jest to beznadziejne nie wpłyną zbytnio na moją ocenę. W sumie jednak nie pomyślałam, że każdy podchodzi do tego inaczej.
(Tak wielce metaforycznie xD) Ktoś woli czarny, ktoś biały. Jedni piszą czemu pierwszy kolor jest lepszy od drugiego. Wychodzi na to, że kolor biały ma dużo świetnych argumentów i teoretycznie powinien być bardziej uwielbiany. Jednak te super mądrości czemu czarny jest beznadziejny nie muszą wpłynąć na opnie. Wiadome jest, że czarny jest dużo gorszy, ale ktoś inny nadal będzie wolał ten kolor, po prostu będzie mu się bardziej podobał. Nwm czy rozumiesz, ale np. ja tak mam, że bardzo lubie jakiegoś bohatera i nawet sama z początku nie wiem dlaczego.
Myślę dlatego, że pisanie czemu powinieneś to polubić jest bez sensowne. Ty nadal będziesz wolał biały, ja czarny.
Aha, czyli nie masz nic do powiedzenia innymi słowy.
Nie jest istotne samo rozstrzygnięcie, tylko jak zostanie ono uargumentowane - od tego przecież jest to forum dyskusyjne - żeby dyskutować.
To naturalne że nie każdy musi się zgadzać z Twoją tezą - w końcu to nie fanklub, ani kółko wzajemnej adoracji.
Niestety, nie wyszła Ci "metafora" - akurat dzieło filmowe jest na tyle złożonym bytem, że można wskazać wiele więcej aspektów (notabene sama o tym pisałaś post wcześniej) niż tylko "bo mi się podoba".
Polecam Ci jednak, żeby czasem zastanowić się "DLACZEGO", wystarczy pomyśleć.