Czy naprawdę trzeba tłumaczyć wszystko i wszystkim?? ok. zacznę od początku: oceniamy tak jak czujemy, czasem ocenę wystawiam bo dostrzegam w filmie fantastyczne dialogi, grę aktorską itd, ale zazwyczaj nie rozkładam filmu na czynniki pierwsze oceniając każdy z nich po czym później zbierając do kupy i wystawiając jedną opinię, tylko oceniam całokształt historii. Podziwiam ludzi, którzy zamiast skupić się na filmie, szukają niedoróbek, właściwie to im współczuję bo wiele tracą. Wystawiłam filmowi 10 bo poruszył mnie, nie przestałam myśleć o nim aż do dnia dzisiejszego, nie uważam, że jest arcydziełem pod względem scenografii itd. Aczkolwiek skoro poruszył mnie tak mocno musiał być dobrze "zrobiony". Nie należę do fanów ckliwych historyjek miłosnych bo zazwyczaj są one kiepsko przedstawione i podają wszystko widzowi na przysłowiowej tacy, nie zmuszając do zagłębiania się w film, interpretacji. Moja przyjaciółka, z którą byłam na tym filmie odebrała film jako smutną historię, ja nie czuję aby była ona taka smutna, owszem smucił mnie fakt zawartej w historii choroby ale dostrzegam tam coś ponad tym. Dla mnie historia choroby była tłem dla pozostałych czynników. Nie czytałam książki, czego bardzo żałuję ,bo zapewne jest jeszcze ciekawsza i nie mam raka, ale wiem jak to jest być blisko kogoś kto na tę chorobę chorował. Nie trzeba mieć książkowej wiedzy w małym paluszku aby zrozumieć taką historii ,Każdy ma prawo do swojego zdania, ale przykro mi, że ludzie pisząc negatywne opinie pod tym filmem, nie potrafią poszerzyć horyzontów i spojrzeć na film trochę szerzej, dostrzegając coś więcej, czytając między wierszami. Gdzieś poniżej, ktoś napisał, że skoro ten film jest tak wysoko to jak ocenić inne filmy, pamiętajmy, że każdy film niesie za sobą coś innego i nie da się wszystkiego wrzucić do jednego wora.