Film zainspirowany 'Tokijską opowieścią' tyle że przez pierwszą godzinę to właściwie nie tyle inspiracja co uwspółcześniony, niemiecki remake klasycznego dzieła Ozu. Dopiero w drugiej części 'Hanami' podąża własną drogą. Z jednej strony lekko rozczarowującą, z drugiej wzruszającą. Rozczarowującą ponieważ trudno nie zestawiać filmu Doris Dorrie z jego pół-oryginałem, i o ile 'Tokijska opowieść' była głęboko pesymistycznym, pozbawionym złudzeń (choć też niewolnym od pocieszenia) spojrzeniem na ludzką naturę, o tyle u w 'Hanami' akcenty poprzestawiane zostają w taki sposób, że film jest przede wszystkim melodramatem z egzotyczno-turystycznym tłem. Ale melodramatem niegłupim i nawet oryginalnym, opartym na nienowym, ale wciąż świeżym pomyśle zbliżania się do-/odzyskiwania ukochanej osoby już po jej śmierci. Co by tam nie mówić film wzrusza. Chociaż może ciut za bardzo.
Hmm....czy jest to melodramat? Mam wątpliwości.
Generalnie Dorrie,poprzez ten bardzo osobisty film chciała nam powiedziec,że na zrozumienie drugiej osoby,jej pragnień nigdy nie jest za późno.Powinniśmy oczywiście,zrobic to za jej życia,ale "lepiej późno
niz wcale".A wzruszeń nie musimy się wstydzic(gorzej jeśli przeradzają się w przemoczoną od łez chusteczkę:))