W ciepły słoneczny dzień zamiast na plażę udałem się do kina... z matką.
Film ogląda się lekko i szybko.
Nie ma zbytnio nużących scen. No może znalazłbym jedną czy dwie.
Pod względem fabuły i charakteru samej głównej postaci jest już trochę gorzej.
Przez pierwszą połowę filmu otrzymywaliśmy świeży produkt.
Hancock był typowym chamem, arogantem, bezczelnym typem na dodatek nieudacznikiem - gdy kogoś uratował musiał przy okazji coś spaprać.
A co otrzymaliśmy w drugiej połowie?
Typową produkcję na miano Supermana, Spidermana czy Ironmana.
Hancock został ubrany w kostium super-herosa i "ratował świat przed zbójami".
Do tego czasu film był dla mnie... zaskoczeniem.
Napisałbym prawie obaleniem mitu o typowych superbohaterach.
Niestety...
Pomyłką w scenariuszu moim zdaniem było również "podarowanie" mocy Mary.
Wyjaśnienie w sposób że ona też ma super-moce, że żyją już kilka tysięcy lat, że ludzie nazywali ich aniołami czy tam bogami... dla mnie to pierdoły. Wydaje mi się, że scenarzyści chcieli przekazać w ten sposób coś oryginalnego a uzyskaliśmy przerost formy nad treścią.
Skąd pojawiły się super-moce u Hancocka... ten wątek mógł akurat zostać rozwiązany w trochę inny sposób.
Film miejscami przeplatany humorem słownym (żarciki Hancocka) czy sytuacyjnym - może trochę infantylnym? - (wsadzenie głowy więźnia w dupę drugiego). To w pewnym sensie ratuje Hancocka przed jeszcze gorszymi ocenami i opiniami krytyków i recenzentów.
Nawet sam Will Smith nie uratowałby tego filmu - rola całkiem przyzwoita - gdyby nie fakt, że jest komedią.
Jeśli ten film byłby tylko filmem akcji dostałby ode mnie (wydaje mi się, że nie tylko ode mnie) gorszą ocenę.
7/10