Obejrzałem film... oceniłem jako komedię - 5/10. Komedia z dobrymi efektami specjalnymi, ok - 6/10. Potem skupiłem się na osobie Hancocka, złożoności jego postaci i problematyki. Z tego filmu wycieka specyfikacja bliższa dramatu obyczajowego (poważnie!) i błaga o zauważenie. Ja ją dostrzegłem, może z przesadnym wczuciem się w egzystencję uczłowieczonego herosa, ale wniknąłem w ten klimat, kilka razy się wzruszyłem, parę razy wcisnęło mnie w fotel, a kumpel obok powiedział żebym nie siedział z rozdziawioną paszczą. On widział w "Hancocku" komedię o super-zapijaczonym-bohaterze z latającymi wielorybami i genezą dziur w polskich drogach. Ja dostrzegłem dwubiegunowość filmu. Z tym, że ten drugi, o wiele ciekawszy tor opowiadanej historii został przez twórców potraktowany jak głowa pewnego więźnia - trudno było ją zauważyć.
Ja za tego drugiego, ludzkiego Hancocka daję 9/10.