Pierwsza połowa filmu jest bardzo ciekawa i zarazem momentami wzruszająca, pokazujące psychikę człowieka nieszczęśliwego i jego wolną przemianę. Szczerze mówiąc film podobał mi się bardzo,ale tylko połowicznie, gdyż druga część filmu to tylko zrobiona w amerykańskim stylu fabuła, o superbohaterze walczącym ze złem i jego "eksdziewczynie"...
Zgadzam się, na drugą połowę już nie starczyło im pomysłów. Film się psuje od momentu pojawienia się "eksdziewczyny"... i w zasadzie kończy się w połowie fabuły. Widzę w tym ewidenty zamysł producentów, żeby zrobić kolejną (lub kolejne) części.
tez się zgadzam! pierwsza połowa ciekawa, zabawna i taka inna od tych wszystkich filmów o superhero.A druga juz totalnie nieciekawa
własnie skończyłem oglądać.
nic dodać nic ująć.zabrakło pomysłu na finałowową rozgrywkę.brak ciekwego "czarnego "charakteru,a przecież główny bohater musi mieć godnego siebie rywala
Zgodzę się całkowicie.Początek filmu spoko no ale koniec zalatywał taką szmirę gdzie trzeba popłakać.Film o super-bohaterze oj powiem że spodziewałem się więcej po tym filmie. Po filmie można odnieść się do słów pana Leszka Milera "Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy a nie jak zaczyna" ten film dobrze nie skończył....
W zasadzie mam problem z okresleniem gatunku tego filmu. I część komedia, nastepnie przekształocona w dramat psychologiczny,aby na końcu zamienić się w ckliwy hollywoodzki romans. Co do komedii całkiem nieźle sie zapowiadało- czarujący wszędzie Will jako brutal wypadł dość ciekawie. Kiedy dotarłem do części psychodramy to już zaczęło być nudnawo.Szczególnie z powodu tego,że sam bohater jakby nie wiedział czego chce i czy na pewno czegoś chce.Natomiast potem jakby "z górki na pazurki" coraz marniej: film przekształcił się w banalnego latającego w śmiesznym kostiumie gościa, który odnajduje swoją utraconą miłość. Końcówka filmu,czyli 100% hero, który ratuje życie "byłej" to już był czysty banał. O dziwo, nie było na końcu amerykańskiej flagi.
W zasadzie mam problem z okresleniem gatunku tego filmu. I część komedia, nastepnie przekształocona w dramat psychologiczny,aby na końcu zamienić się w ckliwy hollywoodzki romans. Co do komedii całkiem nieźle sie zapowiadało- czarujący wszędzie Will jako brutal wypadł dość ciekawie. Kiedy dotarłem do części psychodramy to już zaczęło być nudnawo.Szczególnie z powodu tego,że sam bohater jakby nie wiedział czego chce i czy na pewno czegoś chce.Natomiast potem jakby "z górki na pazurki" coraz marniej: film przekształcił się w banalnego latającego w śmiesznym kostiumie gościa, który odnajduje swoją utraconą miłość. Końcówka filmu,czyli 100% hero, który ratuje życie "byłej" to już był czysty banał. O dziwo, nie było na końcu amerykańskiej flagi.