Co do 'High Sierra' miałem chyba największe oczekiwania i trochę się rozczarowałem. Faktem jest, że film wciąga i dobrze się go ogląda do samego końca. Bogart zagrał w świetny sposób, jest jak zwykle twardy, ale również wrażliwy. Niestety, inni aktorzy odstają poziomem. Dialogi często są za szybkie i nienaturalne, aktorstwo chwilami trąca teatrem (zwłaszcza Marie). Widziałem wiele starszych i nowszych filmów od tego (zwłaszcza Noir i z Bogartem) któe były o wiele lepiej zagrane, więc to nie wina czasów, w których był nakręcony.
Co jeszcze mi wadzi w tym filmie? Skakanie pomiędzy wątkami. Nie mamy tu spójnej całości; kiedy film zaczyna wciągać wątkiem przygotowania do napadu, nagle mamy półgodzinny romans między Royem a Velmą (ciekawe, za czwartym może spotkaniem od razu jej się oświadcza; a ona, co nie ukrywała sympatii przedtem do niego, nagle go odrzuca).
Poza tym zbytnia prostota, wręcz naiwność napadu. Świeżo ułaskawiony gangster, nagle robi napad (dziwne, luksusowy hotel a tak łatwo go okraść...), bez żadnego zabezpieczenia, zakrycia twarzy. Tak samo jakim cudem Mendoza przeżył, skoro samochód z trzema włamywaczami stanął w płomieniach (i Red z Babe'em zginęli)?
Wszelkie kroki Roy'a są nierozsądne.
Ciężko ocenić ten film; z jednej strony to klasyka, kino lat 40, które uwielbiam, no i jeden z moich ulubionych aktorów - Humphrey Bogart. Ale niestety muszę powiedzieć prawdę o 'High Sierra', wyłączyć pryzmat klasyki, bo troszkę film jednak drażni swoją głupkowatością.
Mocne 7/10.

Inne filmy noir, lepsze od tego? Sokół Maltański, Mieć i nie mieć, Wielki Sen, Biały żar (wybitny!), Bulwar Zachodzącego słońca, Asfaltowa dżungla.
Mam jeszcze wiele produkcji do obejrzenia w kolejce, więc narazie :)