dla mnie to osoba która lei na opinii, dostał władce pierscieni czyli murowany hit, gdzie każdy nawet i początkujący reżyser dostałby oskara bo to tego typu film jest ze nie wazne jak nagrany wazne ze miliony go oglądną, i w hobbicie wkoncu wyszło szydło z worka jak można spartolic tak dobrą książkę, to co w niej ważne to poucinane sceny, a to czego wogóle nie było zajmuje miejsce w filmie, i tak z dobrego 3h filmu, czy też dwóch 2,5h filmów które by naprawde dokładnie opisywaly fabułę, to sobie studio zrobiło 3 fimy, bo czemu nie zarobic o połowe wiecej, rzecz w tym że film nie niesie rzadnych wartości z książki
Dla mnie to raczej książkowy Hobbit leci na opinii.
To jest prościutka książeczka dla dzieci. 99% jej czytelników stanowią: a) no to ci niespodzianka, dzieci b) ludzie, którzy przeczytali Władcę i którzy by jej kijem nie tknęli, gdyby nie nazwisko Tolkiena na okładce. A tu na forum co chwila dowiaduje się jaka to z Hobbita dobra książka i jakie to głębokie wartości niesie ;o
jak książka która powstała jako pierwsza może lecieć na opinii? no własnie to jest prosta przygodowa książka dla dzieci i młodzieży i kobiet, dorosły facet w dzisiejszych czasach nie ma tam czym sie jarac bo nie jest to super fantazy, ale nie znaczy ze jest to zła ksiąka bo poprostu trafia do innej grupy docelowej, problem w tym że film który zrobili na podstawie książki to jest jedna wielka naciągana sprawa, to tak jakby na podstawie czerwonego kapturka zrobić nie bajkę a mroczny film gdzie co chwile leje sie krew i sie zabijaja, nie mówie ze było by to złe bo dla mnie wrecz było by ciekawe, ale chodzi mi o to że nie nazywajmy tego filmu ekranizacją hobbita, bo poza tytulem i nazwami głównych bohaterów nie ma to nic wspólnego z hobbitem
"jak książka która powstała jako pierwsza może lecieć na opinii?"
to bardzo proste. Prawdopodobnie większość (w każdym razie spora część) ludzi zaczyna przygodę z Tolkienem od Władcy Pierścieni. Jeśli się wciągną, zabierają się za Hobbita, żeby zobaczyć co ten Bilbo w młodości nabroił. Przy czym prawdopodobnie mało kto by się tą pozycją zainteresował, gdyby nie fascynacja Tolkienem i stworzonym przez niego światem. Pod tym względem faktycznie można traktować Hobbita jako prequel Władcy.
" nie mówie ze było by to złe bo dla mnie wrecz było by ciekawe, ale chodzi mi o to że nie nazywajmy tego filmu ekranizacją hobbita, bo poza tytulem i nazwami głównych bohaterów nie ma to nic wspólnego z hobbitem"
Jackson na szczęście nie ekranizuje Hobbita. Gdyby to zrobił, poza 7 latkami nikt nie miałby czego na tym filmie szukać. Raczej przenosi na ekran wydarzenia, które albo są opisane w książce, albo miały miejsce w tym samym czasie co wydarzenia opisane w Hobbicie - nadając im bardziej podniosłą (epicką, hihihihi) formę i uwzględniając jak bardzo Tolkien rozbudował i rozwinął swoje uniwersum w późniejszych latach. Sporo osób tego nie rozumie. Stąd też między innymi niekończące się narzekania, że w filmie mamy np. Sarumana i Galadrielę oraz wątek powracającego Saurona.
wyjaśnij mi tego białego orka na wilku kto to i zką sie wziął, i jaka wartość dla filmu niesie ten zakrecony druid?
możę powstac film o hobbicie i całym sródziemu ale nie nazywamy go hobbitem i nie roziągamy na 3 czesci licząc na zyski z biletów, tylko twrzy się coś nowego z pasją dla ludzi którzy naprawde się tym interesują a nie wciska się na siłę jakieś pierdoły wszystkim oglądającym, pierwsza połowa filmu bardzo dokładna opisująca wszystko plus nawiązania które są lekkimi wtawkami kompletnie nie ingerujace w fabułę, ale druga połowa, czyli ucieczka do lasu elfów, walka z wilkami i wchodzeniem na drzewa, oraz to jak bilbo pierwszy raz zakłada pierscien, zostały nie dość że skróone to przedewszystkim od nowa napisane jakby tamte z ksążki były czymś fatalnym,
odnosze takie wrażenei że osoby które czytały ksiązke bedą sie zastanawiać co tu z ksiązki rzeczywiście jest bo dowolność autora reżysera była naprawde za duża, a osoby które nie czytały ksiązki nie połapią siębo za dużo się dzieje niepotrzebnych wontków (dla osób które tylko na filmach lecą oczywiscie)
"wyjaśnij mi tego białego orka na wilku kto to i zką sie wziął, i jaka wartość dla filmu niesie ten zakrecony druid?"
Ork wziął się z dodatków do Władcy Pierścieni. Twórcy trochę wydłużyli mu życie w stosunku do literackiego pierwowzoru i zrobili z niego złego gościa do tej części filmu, zapewne żeby widownia miała na kim koncentrować negatywne emocje w czasie kiedy Smaug grzeje dupę w jaskini.
Radagast jest ok. Tolkien raczej go sobie tak nie wyobrażał, ale mnie sposób w jaki go przedstawiono w filmie nie przeszkadza.
"możę powstac film o hobbicie i całym sródziemu ale nie nazywamy go hobbitem i nie roziągamy na 3 czesci licząc na zyski z biletów, tylko twrzy się coś nowego z pasją dla ludzi którzy naprawde się tym interesują a nie wciska się na siłę jakieś pierdoły wszystkim oglądającym, "
w ostateczności przestajemy się zachowywać jak nawiedzeni fanatycy dla których jakiekolwiek odstępstwo od SŁOWA MISTRZA jest ZBRODNIĄ i przyjmujemy do wiadomości, że adaptacja to adaptacja i reżyser - w granicach zdrowego rozsądku - ma prawo wprowadzić pewne odstępstwa od pierwowzoru. Można najwyżej dyskutować, czy te zmiany mają sens albo czy za bardzo nie przekłamują autora.
Jakoś nikt nie czepia się Spielberga, że zmienił i cholernie uprościł fabułę i przesłanie Parku Jurajskiego Chrichtona, bo przy okazji stworzył film magiczny(chociaż, przy sequelu mu się to już nie udało). Conan Barbarzyńca z Arnoldem poza głównym bohaterem (też nie do końca) i paroma nazwami w zasadzie nie ma nic wspólnego z twórczością Howarda. Przy okazji jest to świetny film, pierdyliard razy lepszy od tego o wiele bardziej kanonicznego z Jasonem Mamoą. Przykłady można mnożyć.
"odnosze takie wrażenei że osoby które czytały ksiązke bedą sie zastanawiać co tu z ksiązki rzeczywiście jest bo dowolność autora reżysera była naprawde za duża, a osoby które nie czytały ksiązki nie połapią siębo za dużo się dzieje niepotrzebnych wontków (dla osób które tylko na filmach lecą oczywiscie)"
Ja tam nie wiem. Tolkiena bardzo sobie cenię. Hobbita czytałem, co prawda tylko raz, bo co do zasady od pewnego wieku nie czytam książek adresowanych do siedmioletnich pryszczy, ale wszelkie odstępstwa od pierwowzoru wyłapałem bez problemu. Z paroma wyjątkami nie przeszkadzały mi w czerpaniu przyjemności z filmu.
"Twórcy trochę wydłużyli mu życie w stosunku do literackiego pierwowzoru i zrobili z niego złego gościa do tej części filmu, zapewne żeby widownia miała na kim koncentrować negatywne emocje w czasie kiedy Smaug grzeje dupę w jaskini."
co do własnej twórczości autora uważam za dopuszczalnągdy, w ksiązce jest opisana pewna scena, ja sobie wyobrażam ją ta a tak, a autor reżyser wyobrża sobie to inaczej, a na co innego jeszce pozwala np budrzet, ale dodawanie czegoś czego wogóle nie było w książce by urozmaicić fabułę to jest dla mnie zbrodnia niestety. tak jakbym ja sobie postanowił zrobić czerwonego kapturka ale nie chcialbym by tylko dzieci szły na to do kina wiec zrobiłbym super złego wilka z kłami i pazurami rozszarpujacego zwierzątka w lesie, dodał jeszce brata wilka albo jego dziwczynę by był wątek miłosny dla kobiet, a na koniec nazwał wszystko "czerwony kapturek - autor" gdzie jedno z drugim ma tak napawde mało wspólnego, i to mnie własnie sie nie podoba, jazda na opini autora przywłaszczenie sobie tytułu i zrobienie z książki która ma być książkądla dzieci i mlodzieży pseudo hitu który ma się sprzedać wszystkim dorosłym, sprzedanie się i komercjalizacja bajki i autora i reżysera, bo czemu nie skoro i tak miliony na to pójdą do kina. nie twierdze ze sam film był jakiś katastroficzny, ale z tytułem to miał tyle wspólnego co chociażby "pamieć absolutna" ta zprzed 20 lat i ta z tego roku, czy też film a manga dragonball
no wlaśnie, ponieważ zdecydowali się na własną twórczość i zrobienie aż3 filmów to musieli dodać bohatera którego wogóle nie ma w hobbicie i to mnie boli, ze stwierdzili ksążka jest za słaba wiec zmienmy ją, i nakrecmy cos innego, ale sprzedamy to jako peterjackson władca pierscieni, hobbit
Widzę, że się nie dogadamy.
Pamiętaj tylko, żeby za każdym razem oglądając Blade Runnera przeklnąć w duszy Ridleya Scotta za tą scenę:
youtube. com/ watch?v=ARPCjp0ppEE
bo w opowiadaniu Dicka jej nie było. W ogóle film niewiele z nim ma wspólnego
Nie zgodzę się. Ja czytałam wszystko od początku logicznego czyli Silmarillion, Hobbit i na końcu Władca, nie sugerując się rankingami czytelniczymi czy datą wydania. Poza tym, moje pierwsze podejście do WP było nieudane: początek brzmi jak skrzyżowanie podręczników od geografii i historii.
Co do filmu: chyba dobrze, że nie poszłam do kina, bo mnie nie porwał... Zawiodłam się okrutnie. Rozwleczony na siłę, ciągnący się jak guma pod butem w upalny dzień. Hobbit - dużo lżejszy niż WP- spokojnie zmieściłby się w jednym filmie, no ale kasa, kasa, kasa....
Jednak źle rozdzielać Władcę i Hobbita. Tolkien początkowo nie planował nawet pisać trylogii. Został namówiony do tego przez wydawcę po sukcesie Hobbita. Nie powinno dzielić się fanów Tolkiena na fanów WP i fanów Hobbita. Dlaczego nikt nie utworzy fanklubu Silmarilionu albo Toma Bombadila? ;) A to też są dobre materiały na ekranizację.
Wolałabym Hobbita takim jaki był zamierzony. Też były w nim momenty pełne napięcia, od reżysera zależałoby jak bardzo by je podkreślił, nadał dramaturgii czy mroku. Można coś podkolorować, ale pisać coś niemal od nowa? To tak jak z "Zaklinaczem koni": po co niekończenie filmu inne niż w oryginale? Jaki sens nazywać to adaptacją?