Dzikie plemię łowców głów (nie kanibali) pojawia się tu tylko na początku filmu i rozprawia się z Japończykami, którzy ukrywają złoto na jego ziemiach. Po 36 latach wyrusza ekipa śmiałków, żeby te złoto odzyskać. Członkowie wyprawy zaczynają jeden po drugim ginąć w różnych dziwnych (aczkolwiek mało ciekawych, mało krwawych i słabo nakręconych) okolicznościach. Liczyłem na jeszcze jeden występ dzikiego plemienia pod koniec, ale się nie doczekałem. Z horrorem ten film nie ma nic wspólnego. Scen gore tu nie ma, są tylko dwa marne ujęcia uciętych głów na początku. Jako, że ostatnie trzy filmy, które oglądałem, były dużo gorsze od "Invaders of the Lost Gold", to nawet na czymś tak nieszczególnym i nie zasługującym na szerszą uwagę jak to, byłem w stanie spędzić czas nie zerkając co chwilę na zegarek. Może więc z tym filmem nie jest jednak tak źle?