i nie znajduję "sci-fi" w tym filmie. Almost. Całe "sci-fi" tego obrazu to parę gadżetów, którymi posługują się bohaterowie i jakieś nowe lekarstwo. Nie lubię filmów Ferrary i skusiła mnie tylko zapowiedź, że akcja dzieje się w przyszłości. Powie ktoś, że rzecz tkwi w estetyce noir, w nieco odrealnionych obrazach - z tym mogę się zgodzić. Jednak nawet znakomity Walken, dobry Dafoe, i fajna, zagadkowa Argento nie są w stanie przekonać mnie do tego filmu, który szczególnie w drugiej retrospektywnej części staje się po prostu męczący.
Rzecz w wizji rzeczywistości. Relacjach międzyludzkich. Korporacjach mających taką samą władzę jak rząd. Kradzieży naukowców. Bo gadżetowo cyberpunk już się dzieje, jak powiedział sam jego twórca.
Film jest żywym dowodem na to, że efekt 'dnia świstaka' trzeba stosować bardzo ostrożnie. Tutaj niestety pan Ferrara przedobrzył. Ma się wrażenie, że w pewnym momencie zaczął szukać jakiejś 'zapchajtaśmy'.
Nawet psychodele wychodzą lepiej, gdy zachowuje się choćby spiralny ruch akcji, a nie wpada w pętlę czasową bez wyjścia.