To co niewłaściwe, nieetyczne, będące wbrew społecznym normom zostało w tym filmie oddane na tyle dobrze, że można zrozumieć związek tych ludzi, a zakończenie postrzegać jako swego rodzaju happy end. Przynajmniej ja tak to widzę, a byłem sceptycznie nastawiony do tej idei od samego początku.
Film dotyka erotycznych aspektów na tyle długo, aby rozpalić zainteresowanie widza, oburzyć go, a potem powoli spuścić po zjeżdżalni z uśmiechem na ustach i pytaniem zadanym twierdzącym tonem "Czy chcesz zobaczyć jak sobie z tym poradzą?"
Pod względem aktorskim Robin Wright wybija się w tym filmie na niekwestionowaną pierwszą pozycję - jest bardzo przekonywująca, pełna ciepła, ale też dojrzałej świadomości tego kim jest i na jakim etapie życia się znajduje. Jej relacja z Ianem jest przekonywująca i widz może wierzyć w jej magię.
Gorzej wypada duet Lil-Tom. Nie chodzi tutaj o pobudki jakimi kierują się bohaterzy (Lil jest samotna, Tom działa najpierw z dziecinnego wyrachowania które przeradza się w uczucie, potem poznaje inny smak życia, ostatecznie jednak obowiązki jakimi był obciążony w roli ojca spychają go na stare, wygodniejsze ścieżki) - Frecheville odstaje po prostu aktorsko od pozostałej trójki i nie do końca pasuje do roli jaka mu przypadła (drewniany adept reżyserki i spec od castingów oceniający poziom ekspresji u innych...). Także opory Lil wydają się być sztucznie słabe, nawet w sytuacji w jakiej nagle wszyscy się znaleźli.
Godne uwagi są też przyjemne, przeważnie ciepłe zdjęcia plaży i oceanu stanowiącego wizualne tło dla tej historii.
Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, film mogę ocenić jako dobry i godny polecenia, nawet jeżeli łamie pewnego rodzaju tabu z siłą lodołamacza, podważając trwałość takich instytucji jak choćby małżeństwa i imputując, że stanowią one przede wszystkim źródło obciążeń nieporównywalnie większych od ich zalet. Na samym końcu człowiek zastanawia się, czy cała sytuacja w jakiej znaleźli się bohaterzy gdziekolwiek prowadzi? Jeśli nie prowadzi nigdzie, to gdzie popełniono błędy? Czy jest to prawdziwe szczęście, czy tylko jego miraż?...
Mnie ten film w ogóle nie przekonywał - zbyt duży zbieg okoliczności że jedna i druga matka miała takie same odchyłki i synowie również.....
W życiu zdarza się wiele zbiegów okoliczności, biorąc pod uwagę ilość istot ludzkich na tej planecie, niczego nie można wykluczyć. - zainteresowanie Roz i Lil może być częściowo tłumaczone ich przyjaźnią od dziecka i dużym przywiązaniem do miejsca w którym żyją - związek z Ianem i Tomem to ucieczka przed zmianą ich życia - Roz nie chce nigdzie wyjeżdżać, jej małżeństwo trwa z przyzwyczajenia, ale nie jest na tyle silne żeby wyrwać ją z jej bezpiecznej przystani, natomiast Lil po prostu boi się samotności.
Dla jednej i drugiej te związki to powrót do beztroskich chwil szczęścia, chęć zatrzymania czasu, emocjonalna kotwica - skoro tak dobrze żyli ze sobą do tej pory i zawsze się wspierali, to czemu by.,, itd,
Uprawdopodobnienie w postaci takich, a nie innych charakterów bohaterów jest moim zdaniem dobrze poprowadzone.
W powyższej wypowiedzi zwraca uwagę akapit: 'Film dotyka erotycznych aspektów na tyle długo, aby rozpalić zainteresowanie widza, oburzyć go, a potem powoli spuścić po zjeżdżalni z uśmiechem na ustach i pytaniem zadanym twierdzącym tonem "Czy chcesz zobaczyć jak sobie z tym poradzą?"' W zdaniu tym, zmieniłabym tylko słowo "oburzyć" na "odurzyć", bo tak właśnie się czuję po obejrzeniu "Idealnych matek". Swoją drogą, zacytowane zdanie jest rewelacyjną recenzją filmu i gdybym natknęła się na nie przed seansem, z pewnością jeszcze szybciej bym go obejrzała. A Robin Wright jest w tym filmie idealna pod każdym względem, krótka fryzura ukazuje jej niesamowite rysy twarzy. Patrzyłam na nią z nieukrywaną przyjemnością! Generalnie, takiego filmu było mi potrzeba! Pozdrawiam:)