Z trudem obejrzałem to "dzieło" pełne taniego amerykańskiego patosu.
I nie chodzi o fizykę do której w przypadku filmu SF nie należy zbytnio przykładać wagi, wszak nawet w westernach z lat 50 reżyserzy prezentowali luźne podejście do zasad dynamiki Newtona.
Chodzi o to że w tym filmie nie ma nic oprócz wspomnianych ckliwych scen rodem z Armagedonu i wspomnianego taniego amerykańskiego patosu.