Historia jest strasznie standardowa, pozornie ważni (chyba, bo jeżeli nie, to po co w ogóle są...) bohaterowie drugoplanowi kompletnie nie wpływają na głównych bohaterów, służąc jedynie do wymiany kilku nic nie znaczących zdań...
Dla mnie strasznie mdły i bełkotliwy film, brzydko fotografowany (jeżeli to było zamierzone, to intencje pomysłodawcy są dla mnie niejasne...), przez to wszystko męczący, tym bardziej, że 1/4 filmu to sapanie Jaya i Claire - oczywisty wydaje się ten zabieg reżysera, sam odczułem dziwne wrażenie, że to było tej "historii" potrzebne...
Ale - jeżeli celem reżysera jest coś w stylu analizy współczesnych stosunków międzyludzkich opartych na fizycznym pożądaniu, ble, ble, itp., to ja za takie analizy podziękuję i przerzucę się na chemiczne. Bohaterowie tego filmu w ogóle nie potrafią mówić tego, co naprawdę myślą, komunikować się z ludźmi (jedynie francuski barman jest całkiem normalny i dobrze, że w końcu daje sobie z Vikiem i Jayem spokój) i to pewnie jest zamierzone, ale z takiego założenia też muszą wypływać jakieś wnioski, to że postacie gadają od rzeczy też powinno być interesujące...a jedyne co wynika z tego filmu to fakt, że Jay i Claire razem być nie mogą, co i tak jest oczywiste.
Ech, szkoda czasu...
hmm raz jeszcze
Powinienem się porządnie zastanowić nad pisaniem komentarzy o 6:30 rano. Co za bełkot. Zupełnie jak "Intymność"...
Jednym zdaniem, już na trzeźwo - nudny film o zwykłych ludziach, którym wkłada się w usta takie sentencje, że aż głowa puchnie... Interesujący film o zwykłych ludziach jest trudny do stworzenia, ale Chereau to nie taki znowu średniak...