świetnych Pulp Fiction i Wściekłych Psów, czy beznadziejnego Kill Billa i nienajlepszeych Bękartów, bo zastanawiam się czy obejrzeć.
filmowi bliżej do PF i Wściekłych - ja polecam - bo to stare dobre gówno Tarantino :)
No może i słabsze, ale nie aż tak bardzo, a po prawdzie - znakomite (choć żaden z filmów Tarantino - poza arcydzielnymi "Bękartami wojny" i wybornym pierwszym "Kill Billem" - nie powalił mnie na deski jakoś tak bezgranicznie, choć każdy podobał się bardzo). To w sumie najbardziej tradycyjny jego film, żadnego wielkiego mrugania oczkiem do widza, żadnego pastiszowania czy parodiowania, grania konwencjami... ot, tylko (a może aż?) zajebiście sprawnie zrobiona sensacja w najlepszym stylu. Myślę, że to przede wszystkim ukłon Tarantino wobec kina, które go zawsze kręciło najbardziej. Bardzo mi się podobało - jak zawsze u tego reżysera - próbowanie wytrzymałości widza na to niekończące się, cudowne pierdolenie bohaterów o wszystkim i o niczym; fajnie to się kombinowało z akcją, która dzięki tym ciągłym spowolnieniom tym bardziej trzymała w napięciu. Zresztą w ogóle sama intryga fabularna była koronkowa - z kapitalnym finałem w kilkukrotnie, symultanicznie filmowanej głównej perypetii. I dalej - świetny, bardzo tarantinowski dobór utworów muzycznych do ścieżki. Świetnie też zagrali aktorzy - ze szczególnym uwzględnieniem Jacksona, a nade wszystko De Niro. No i te drobiażdżki, takie cacuszka, po których od razu rozpoznaje się, że to Tarantino: reklama broni w wykonaniu tych kociaczków, animowana mapa przelotu z Meksyku do Stanów, przekomiczne napisy wprowadzające poszczególne sceny... OK, historii kina "Jackie Brown" nie zmieni, ale rozrywka była prima sort!